Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   57   —

Kulawym za nią czołgają się krokiem.
Ferd.  Wierzę ci, choćby przeczyły wyrocznie.
Prospero.  Więc jako dar mój, jak własny nabytek,
Godnie kupiony, przyjmij moją córkę.
Lecz gdy dziewiczą zerwiesz jej przepaskę.
Przody nim wszystkie kościelne obrzędy
Wedle swej świętej odbędą się formy,
Ni kropli słodkiej rosy na wasz związek
Niebo nie zleje: jałowa nienawiść,
Niezgoda, wzgarda z jaszczurczem spojrzeniem,
Na łożu waszem chwast posieją taki,
Ze się oboje brzydzić nim będziecie.
Czekaj, aż Hymen lampę wam zapali.
Ferd.  Jak chcę spokojnych dni i pięknych dzieci,
Długiego życia z dzisiejszą miłością:
Ani jaskinie, ni ciemne ustronia,
Najgorszych duchów gorąoe podszepty
Honoru mego nie stopią w rozpustę,
Uroku temu nie odbiorą dniowi,
W którym mi zdawać się będzie, że Feba
Konie kuleją, albo noc pod ziemią
W kajdanach leży.
Prospero.  Dobrze powiedziałeś.
A teraz usiądź, rozmawiaj jak z twoją. —
Hej, Aryelu, sługo mój przebiegły!
Aryel  (wchodząc). Jestem. Co pan mój potężny rozkaże?
Prospero.  Z podrzędną rzeszą ostatnie rozkazy
Godnie spełniłeś; do podobnej służby
Wzywam was jeszcze: sprowadź tu hołotę,
Nad którą władzę daję ci zupełną;
A nakaż pośpiech, bo myślą jest moją,
W oczach tej młodej pary, mojej sztuki
Próbę dać matą; żądają spełnienia
Moich obietnic.
Aryel.  Czy zaraz?
Prospero.  Natychmiast.
Aryel.  Nim wyrzeczesz: śpiesz się! chcę!
Nim odetchniesz, krzykniesz: he!