Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   39   —

Szukajmy jeszcze.
Gonzalo.  On jest na tej wyspie.
Od dzikich zwierząt zachowaj go, Boże!
Alonso.  Idźmy!
Aryel  (na str.). Ja panu, com zrobił, obwieszczę:
Ty, królu, błąkaj się za synem jeszcze. (Wychodzą).


SCENA II.
(Wchodzi Kaliban, z wiązką drzewa. Słychać grzmot).

Kaliban.  Wszystkie zarazy przez słońce wyssane
Z bagien, trzęsawisk, niech Prospera ciało,
Cal jego każdy chorobą okryją!
Duchy mnie jego słyszą, lecz kląć muszę.
One mnie szczypią i jak jeże kłują,
Ciskają w błoto, jak błędne ogniki
Śród nocy z drogi na manowce wiodą,
Gdy im Prospero męczyć mnie nakaże.
Za lada fraszkę wypuszcza je na mnie;
Czasem jak małpy wyszczerzają zęby,
Klapią, kąsają; czasami jak jeże
Leżą na drodze i podnoszą kolce
Właśnie, gdzie golą stąpać muszę noga;
Czasem mnie żmije owiją dokoła
I rozłupanym syczą mi językiem,
że aż szaleję. Patrz, patrz, (wchodzi Tryn.) to duch jego,
Leci mnie dręczyć, bo nazbyt leniwo
Drzewo im niosłem. Upadnę jak długi,
A może jeszcze wymknąć mi się uda.

Trynkulo.  Ani drzewa, ani krzaku, aby się ukryć przed słotą, a tu nowa zbiera się burza; słyszę już, jak wyje z wiatrami. Ta ogromna tam chmura, ta czarna, wygląda jak stara beczka już gotowa cały swój wylać trunek. Jeśli ma znowu grzmieć jak przed chwila, nie wiem, gdzie schronić głowę; a ta przeklęta chmura lada chwila zacznie lać wodę cebrami. (Spostrzegając