Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   233   —

Pajac.  A w to mi graj, paniczu! Nie, ja cię nie znam, i nie do ciebie wyprawiła mnie pani, żeby cię do niej wezwać, bo ma ci coś do powiedzenia; i twoje imię nie jest Cezaryo, i to nie jest mój nos, bynajmniej, i wszystko co jest, nie jest, ani wątpliwości.
Sebast.  Komu innemu idź ziej twe błazeństwa; Nie znasz mnie wcale.
Pajac.  Ziej twe błazeństwa! Słyszał zapewne wyraz od jakiego wielkiego człowieka i stosuje go teraz do błazna. Ziej twe błazeństwa! Boję się bardzo, żeby świat, ten wielki wałkoń, nie wystrychnął się na gapia. Proszę cię teraz, odpasz twoje dziwactwo, a powiedz mi, co mam zionąć mojej pani: czy jej zionę, że przyjdziesz?

Sebast.  Odczep się, proszę, głupowaty Greku;
Przyjmij ten darek, idź, lub ci zapłacę
Gorszą monetą.

Pajac.  Na uczciwość, paniczu, otwartą masz rękę. Mądrzy ludzie, co dają głuptasom pieniądze, przychodzą do dobrej sławy w czternastym roku po zapłacie.

(Wchodzą: Sir Andrzej, Sir Tobiasz i Fabian).

Sir Andrz.  Ha, spotkałem cię nakoniec! Przyjmij to ode mnie w prezencie (uderza go).

Sebast.  Prezent za prezent, a i to w przydatku.
To kraj waryatów (bije Sir Andrzeja)!

Sir Tob.  Stój, mości panie, albo twój sztylet przez dach przerzucę!
Pajac.  Idę natychmiast wszystko to pani opowiedzieć? W żadnego z nich skórze byćbym nie chciał, choćby za trojaka (wychodzi).
Sir Tob.  (zatrzymując Sebastyana). Dość tego, paniczu, stój!
Sir Andrz.  Nie, daj mu pokój, mam ja inny na niego sposób. Wytoczę mu proces o pobicie i gwałty, jeśli są jeszcze prawa w Illiryi. Choć pierwszy uderzyłem, nic to nie znaczy.
Sebast.  Puść mnie!
Sir Tob.  Nie, nie puszczę. Młody panie żołnierzu, tęga z ciebie sztuka, ale dość tego.