Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   232   —

Choć ja nie mogę. O! moje przeczucia,
Bodaj was raczył sprawdzić Bóg litosny,
Że on za ciebie wziął mnie, drogi bracie!

Sir Tob.  Zbliż się, panie Jędrzeju, i ty także Fabianie, mam wam coś mądrego na ucho powiedzieć.

Wiola.  Wszak Sebastyana nazwał mnie imieniem;
Ja brata mego jestem powtórzeniem,
Ubiór jednaki, jednakowa postać;
Chciałam we wszystkiem podobną mu zostać.
Więc miłosierne morskie są bałwany,
I litość mogą uczuć uragany (wychodzi).

Sir Tob.  Podły to i nieuczciwy wyrostek, a tchórzliwszy od zająca. Nieuczciwości swojej dowiódł, gdy w naszych oczach przyjaciela opuścił w potrzebie, i wyrzekł się jego znajomości; a co do jego tchórzostwa, zapytaj się tylko Fabiana.
Fabian.  Tchórz, tchórz najpobożniejszy, bo tchórzostwo jego jest religią.
Sir Andrz.  A poczekaj! Biegnę za nim i porządnie mu kijem grzbiet wyłoję.
Sir Tob.  Bij, nie żałuj ręki, szabli tylko nie dobywaj!
Sir Andrz.  Jeśli tego nie zrobię — (Wychodzi).
Fabian.  Śpieszmy za nim; zobaczymy, jak się to skończy.
Sir Tob.  O zakład, że wszystko skończy się na niczem.

(Wychodzą).

AKT CZWARTY.
SCENA I.
Ulica przed domem Oliwii.
(Wchodzą: Sebastyan i Pajac).

Pajac.  Chcesz więc we mnie wmówić, że to nie po ciebie mnie posłano?

Sebast.  Widzę, że nie masz do zbycia rozumu,
Odczep się, proszę.