Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   230   —

Któremu przyjaźń drogi nie pokaże.
Sebast.  O, mój Antonio, za dobroci tyle
Mogę ci tylko: Bóg zapłać! powiedzieć.
Wiem, że fałszywą tą monetą nieraz
Spłacają ludzie największe usługi;
Nie takie u mnie przyjęciebyś znalazł,
Gdyby fortuna sprostała uczuciu. —
Co teraz robić? Czy chcesz, byśmy razem
Poszli pamiątki miasta tego zwiedzać?
Antonio.  Idź dziś wypocząć; odłóż to na jutro.
Sebast.  Dzień jeszcze jasny; nie czuję znużenia,
Idźmy więc oczy nasycić widokiem
Licznych pomników, któremi to miasto
Słynie u ludzi.
Antonio.  Przebacz, lecz tych ulic
Nie mogę zwiedzać bez niebezpieczeństwa.
Raz, w bitwie morskiej z księcia tego flotą,
Oddałem pewnej wartości usługi,
A gdybym teraz w ręce mu się dostał,
Pojmujesz, jakie znalazłbym przyjęcie.
Sebast.  Czyś majtków jego wielką zabił liczbę?
Antonio.  Nie, nie tak krwawą jest moja obraza,
Choć czas i miejsce i sprawy natura
Mogłyby krwawe pociągnąć następstwa.
Wyznaję, spór ten można było skończyć
Zwrotem zaboru, jak to już zrobiła
Większa część moich współobywateli,
Aby handlowe odnowić stosunki;
Ja tylko jeden część mą zatrzymałem;
Schwytany drogo zapłaciłbym upór.
Sebast.  Więc się publicznie nie pokazuj w mieście.
Antonio.  To mój jest zamiar. Przyjmij moją kieskę;
Na południowem przedmieściu, pod Słoniem,
Idę mieszkanie i obiad zamówić.
Gdy dostatecznie napasiesz twe oczy
Widokiem wszystkich ciekawości miasta,
Wracaj, ja czekam na ciebie w gospodzie.
Sebast.  W jakimże celu kieskę mi twą dajesz?