Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   199   —

Malwolio.  Panowie, czyście powaryowali? Co wam się zrobiło? Gdzieście podzieli rozum, maniery i uczciwość? Czy się nie wstydzicie wrzeszczeć jak kotlarze o tak późnej godzinie? Czy bierzecie dom mojej pani za szynkownię, że wrzeszczycie szewskie piosenki, jakby was ze skóry odzierano? Czy nie macie żadnego względu na miejsce, osoby, czas i na was samych?
Sir Tob.  Kto ci powiedział, że na czas nie mamy względu? Czy nie zachowaliśmy tempo? Na szubienicę!
Malwolio.  Panie Tobiaszu, muszę się z tobą rozmówić bez obwijania w bawełnę. Pani moja dała mi zlecenie, aby ci powiedzieć, że choć cię w swoim domu podejmuje jak swego krewnego, nie ma powinowactwa z twoim nierządem. Jeśli możesz się rozstać z hulatyką, dom jej zawsze dla ciebie otwarty; w przeciwnym razie, gdyby ci się pożegnać ją spodobało, chętnie poda ci rękę na pożegnanie.
Sir Tob.  (śpiewa). „A kiedy odjeżdżasz, bywaj zdrów!“
Malwolio.  Ależ, panie Tobiaszu —
Pajac  (śpiewa). „A o naszej przyjaźni dobrze mów“.
Malwolio.  Czy doprawdy?
Sir Tob.  (śpiewa). „Ale nic mnie nie zabije“.
Pajac.  To kłamstwo, panie Tobiaszu.
Malwolio.  Słowa te robią ci zaszczyt.
Sir Tob.  (śpiewa). „Mamże wygnać go do kata?“
Pajac  (śpiewa). „Niewielka to będzie strata“.
Sir Tob.  (śpiewa). „Mamże z domu go wypędzić, bez litości, panie?“
Pajac  (śpiewa). „Nigdy, nigdy na czyn taki serca ci nie stanie“.
Sir Tob.  Na czas nie mamy względu? Kłamiesz bezczelnie, mości panie. Alboż jesteś czem więcej, jak intendentem? Czy myślisz, iż dlatego, że jesteś cnotliwy, nie będzie już na ziemi kołaczy i piwa?
Pajac.  Nigdy ich nie braknie, klnę się na świętą Annę! I imbier będzie zawsze palił podniebienie.
Sir Tob.  Masz w tem racyę. Ruszaj, mości panie! Szoruj twój łańcuch ośrodkiem[1]. Hej, Marysiu, kufel wina!

  1. Oznaką godności intendenta był łańcuch pozłacany, a zdaniem Steevensa ośrodek chleba czyścił najlepiej pozłacane rzeczy.