Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   198   —

Kto wciąż ucieka, umiera z głodu,
Więc daj mi droga ust twoich miodu,
Bo młodość jak kwiat przechodzi.

Sir Andrz.  Głos miodopłynny, jakem szlachcic.
Sir Tob.  Zaraźliwy oddech.
Sir Andrz.  Słodki i zaraźliwy, na honor.
Sir Tob.  Słyszeć nosem, to słodycz zarażająca. Ale czy mamy trąbić, dopóki niebo nie zacznie się kołem obracać? Czy mamy obudzić puszczyka piosenką zdolną wyrwać trzy dusze z jednego tkacza? Powiedzcie.
Sir Andrz.  Śpiewajmy, o proszę, śpiewajmy! Gdzie chodzi o śpiewanie, jestem jak kundel ciekawy.
Pajac.  Są też między kundlami śpiewaki.
Sir Andrz.  Niewątpliwie. Zaśpiewajmy „Ty hultaju!„
Pajac.  „Siedź mi cicho, ty hultaju!“ rycerzu? To będę musiał, mój panie, w piosneczce hultajem cię nazwać.
Sir Andrz.  Nie po raz pierwszy zdarzy mi się zmusić kogo do nazwania mnie hultajem. Zaczynaj, błazenku; pierwsze słowa są „Siedź mi cicho!“.
Pajac.  Jeśli mam siedzieć cicho, trudno, żebym zaczął.
Sir Andrz.  Przewybornie, na uczciwość! Ale zaczynaj.

(Śpiewają chórem. — Wchodzi Marya).

Marya.  Cóż to za wycie, panowie? Niech zginę, jeśli moja pani nie posłała po intendenta Malwolia i nie kazała mu z domu was wygonić.
Sir Tob.  Twoja pani to czysta Chinczyczka, a my jesteśmy ludzie polityczni. Malwolio, to kapcan. „My trzej zuchy, my trzej chwaty!“ Alboż nie jestem jej przyrodnim? Alboż nie z jednej krwi pochodzimy? Tere fere, moja pani!

(Śpiewa). Mieszkał człowiek w Babilonie,
Moja pani!

Pajac.  Bodajem przepadł, jeśli pan Tobiasz nie dobrze błaznuje.
Sir Andrz.  Niezgorzej, kiedy jest w dobrym humorze; ale i ja także, byłem był przy wenie; jego błazeństwa więcej mają wdzięku, lecz moje są naturalniejsze.
Sir Tob.  (śpiewa). Dwunastego grudnia rano —
Marya.  Przez Boga! panowie, skończcie! (Wchodzi Malwolio).