Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   184   —

Książę.  Wierz mi, drogi chłopcze,
Bo ktoby pragnął mężem cię nazywać,
Tylkoby młode twe szkalował lata.
Twarz twoja gładka, usta koralowe,
Jak u Dyany; głos dźwięczny i srebrny,
Jakby z gardziołka dziewicy wybiegał,
I wszystko w tobie urok ma kobiecy:
Ty się rodziłeś na miłości posła.
Weź z sobą czterech lub pięciu mych ludzi.
Zabierz i wszystkich, bo tylko samotny
Jestem szczęśliwy. Niech ci Bóg poszczęści,
A całą pana twojego fortuną
Będziesz mógł wolno, tak jak ja, rozrządzać.
Wiola.  Zrobię, co mogę, dla twojej miłości.
(Na str.). Poselstwu temu jak trudno mi sprostać,
Gdy sama pragnę żoną jego zostać! (Wychodzą).


SCENA V.
Pokój w domu Oliwii.
(Wchodzą: Marya i Pajac).

Marya.  Albo mi powiedz, gdzie byłeś, albo na twoją obronę nie otworzę ust, choćby na szerokość włoska. Moja pani każe cię powiesić za twoją nieobecność.
Pajac.  Niech mnie powiesi. Kto raz dobrze powieszony na tym świecie, nie potrzebuje zwijać chorągiewki.
Marya.  Dowiedź mi tego.
Pajac.  Bo niczego się już nie boi.
Marya.  Dobra postna odpowiedź. Czy chcesz, żebym ci powiedziała, skąd poszło przysłowie: nie potrzebuje zwijać chorągiewki?
Pajac.  Skąd, dobra panno Maryanno?
Marya.  Z wojny; możesz to twierdzić bez obawy w twoich błazeństwach.
Pajac.  Niech i tak będzie. Daj Boże mądrość tym, którzy ją mają, a głuptasy niech własnym posługują się talentem.