Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   181   —

Sir Andrz.  Tak myślę. Nie taki ze mnie osieł, żebym nie potrafił rąk trzymać sucho. Ale co żart ten znaczy?
Marya.  Suchy żart, panie Jędrzeju.
Sir Andrz.  Czy masz ich więcej na rozkaz?
Marya.  Mam ich teraz dostatkiem na końcu palców, ale ledwo twoją puściłam rękę, wszystkie naraz uciekły (wychodzi).
Sir Tob.  Panie Jędrzeju, trzeba ci wychylić szklenicę węgrzyna. Kiedyż cię tak powalonego widziałem?
Sir Andrz.  Nigdy jeszcze, jak myślę, chyba, że widziałeś, jak mnie węgrzyn pod stół powalił. Zdaje mi się czasami, że nie mam więcej dowcipu, niż lada chrześcijanin, lub niż lada człowiek pospolity. Aleć bo ogromnie lubię wołowinę, i być może, żo wołowina robi krzywdę mojemu dowcipowi.
Sir Tob.  Niema wątpliwości.
Sir Andrz.  Gdybym tego był pewny, wyrzekłbym się wołowiny. Odjeżdżam jutro do domu, panie Tobiaszu.
Sir Tob.  Pourquoi, kochany panie Jędrzeju?
Sir Andrz.  Co znaczy się pourquoi? Czy znaczy się: zostań, czy znaczy się: odjeżdżaj? Jak żałuję, że nie poświęciłem językom czasu, który zmarnowałem na fechtach, tańcu i niedźwiedzich hecach! O, czemu nie oddałem się wyzwolonym naukom!
Sir Tob.  O, niezawodnie, miałbyś przepyszną czuprynę.
Sir Andrz.  Dlaczego? Czy to przydałoby się na co moim włosom?
Sir Tob.  Trudno wątpić; wszak widzisz, że naturalnie nie chcą się zwijać.
Sir Andrz.  Alboż tak jak są, nie są mi do twarzy?
Sir Tob.  I bardzo; wiszą jak konopie na kądzieli. Spodziewam się, że jeszcze zobaczę, jak cię jaka prządka weźmie między nogi i wszystko wyprzędzie.
Sir Andrz.  Daję słowo, że jutro do domu wyruszam, panie Tobiaszu. Synowicą twoja nie chce się na oczy pokazać, a choćby się i pokazała, założyłbym się cztery przeciw jednemu, że mnie nie zechce, boć sam hrabia tu w sąsiedztwie zamieszkały idzie do niej w konkury.
Sir Tob.  Ale ona nie chce hrabiego; nigdy nie weźmie ona za