Strona:Dzieła Williama Shakspeare I tłum. Hołowiński.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
265
AKT DRUGI.

Pstrząc blaskiem światła wschodu obłoki;
Jakoby pijak ciemność zwalana
Chwiejąc się zbacza od drogi dniowéj,
Kół się ognistych bojąc Tytana.
Nim słońce okiem płomienném strzeli,
Rosę wypije, dzień uweseli,
Ziół złych nazbiéram koszyk z sitowia,
I kwiatków, które służą do zdrowia.
Ziemia ma imię grobu i matki;
Płodnym żywotem naturze w zgonie:
Z którego różne wychodzą dziatki,
Co widzim u niéj ssące na łonie.
Wiele dla wielu cnót wyśmienite,
Każde ma jakąś i rozmaite.
O jakie skryło łask dziwnych mnóstwo
W ziołach, kamieniach i drzewach bóstwo!
Nic tak podłego świat nie posiada,
Co jakich zysków światu nie nada;
Rzeczy najlepszych piękny pożytek
W zły się wyradza przez nad użytek:
Źle wzięta cnota błędem się stawa,
Błąd zaś uzacnia częstokroć sprawa.
W listkach co mały kwiat ten składają,
Lek i trucizna razem mieszkają:
Zapach nadaje zmysłom wesele,
Smak zaś rozlewa śmierć w całém ciele.
Dwa wrogi sprzeczne nie schodzą z pola,
W ludziach i ziołach, z dobrą zła wola;
Kiedy zaś gorsza polem owłada,
Rak śmierci zaraz roślinę zjada.

(wchodzi ROMEO).