Strona:Dzieła Williama Shakspeare I tłum. Hołowiński.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
115
AKT TRZECI.

Wrócę przed pójściem króla do łoża,
Powiem, co zbadam.

KRÓL.

Dzięki, mój panie.

(Wychodzi Poloniusz).

Zbrodnia ma straszna, słychać ją w niebie;
Piérwszą ściągnęło klątwę na siebie
Brata morderstwo! Chcę lecz nie mogę
Wznosie gorących modłów do Boga;
Siła méj zbrodni chęć mą zwycięża.
Tak bez modlitwy stoję nieczynny,
Jak człek mający dwie powinności,
Myśląc co zacząć, obie zapuszcza. —
Ręce przeklęte, co! gdyby jeszcze
W krwi się braterskiej więcéj zbroczyły,
Czyby dobroci niebieskiéj deszcze
Krew do białości śnieżnej wymyły?
Wszak miłosierdzie na to jedynie,
Aby walczyło przeciwko winie.
Cóż jest w modlitwie? oto dwie siły,
Złemu zapobiedz nim upadniemy,
A po upadku podnieść upadłych.
Oczy me wznoszę; zbrodnim dokonał. —
W jakiże sposób modlić się będę?
Przebacz méj duszy straszne morderstwo! —
Być to nie może; czyż nie posiadam
Rzeczy, dla których mord popełniony?
Moję koronę, pychę i żonę.
Czyż trwającego w zbrodni rozgrzeszą?
W mętnym ziemskiego świata potoku
Złota dłoń zbrodni słuszność odpycha;