Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
29
AKT DRUGI. SCENA TRZECIA.

Nie będę nosił codziennie w kieszeni
Książki nabożnej i trusiej miał miny;
A przy modlitwie u stołu nie będę
Ramion na piersiach w krzyż zakładał, wzdychał
I mówił: amen; jeżeli nie będę
Strzegł pilnie wszystkich form przyzwoitości,
Jak ktoś, co postać świętoszka przybiera,
Chcąc się swej starej babce przypodobać:
To niech na zawsze mir u ciebie stracę.
Bassanio. Dobrze, zobaczę, jak się znajdziesz.
Gracyano. Tylko
Dzisiejszy wieczór ekscypuję sobie;
To, co dziś zrobię, w rachunek nie wchodzi.
Bassanio. Bynajmniej; szkodaby było, i owszem,
Radbym, ażebyś się w najparadniejsze
Szaty swojego humoru przystroił,
Bo biesiadnicy nasi będą chcieli
Wesoło czas przepędzić, nie mrukliwie.
Bądź zdrów tymczasem, mam pilny interes.
Gracyano. I ja mam także rendez-vous z Lorcelem
I resztą naszych, ale przed wieczerzą
Nie omieszkamy stawić się u ciebie.

(Wychodzą wszyscy).
SCENA TRZECIA.
Tamże. W domu Szyloka.
JESSYKA, LANCELOT.

Jessyka. Przykro mi, że się z nami tak rozstajesz.
Dom ten jest piekłem, a ty byłeś niby
Dyabełkiem, co je swoją wesołością
Rozjaśniał Bądź-że zdrów! masz tu dukata.
Sluchajno, Lancelocie, wkrótce będziesz
Widział Lorenca, który u twojego
Nowego pana ma być dziś na uczcie:
Podaj mu, proszę, ten list; tylko skrycie.
A teraz bywaj zdrów, aby mój ojciec
Nie dostrzegł czasem że rozmawiam z tobą.