Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
247
AKT DRUGI. SCENA PIĄTA.

Jej słodki obraz zdołałby rozpalić
Nawet Saturna, a gdy dla mnie była
Czystszą od śniegu, nietkniętego okiem, —
Żółty Jachimo, w przeciągu godziny —
Czyż nie tak? O, nie — zaraz, bez mówienia...
Jak wypasiony, spieniony odyniec,
Ledwie: oh, krzyknął — i było po wszystkiem.
Doświadczył tylko, że to, co go miało
Powstrzymać, sama ona mu podała
Jako zwycięzcy. O, gdybym mógł znaleść
W ciele mem cząstkę, która jest z kobiety —
Bo, dziś przysięgnę, że wszystko cokolwiek
Drga zbrodniczymi popędy w mężczyźnie,
Kobiecą cząstką jest; kłamstwo — popatrzcie,
To rzecz kobiety; pochlebstwo — kobiety,
Fałsz, chuć zwierzęca, żądza zemsty krwawa,
Skąpstwo, szyderstwo, pycha, wietrzność zmienna,
Oszczerstwo, dziwne zachcianki i chwiejność —
Wszystko, co zbrodnią; wszystko, znane piekła,
Są w części, gdy nie całkiem — od kobiety.
Ba, wszystko to jest całkiem od kobiety.
Gdyż nawet w zbrodni,
Stałemi one nie są, owszem, zbrodnię,
Niestarszą nad minutę, zamieniają
Na taką, która o połowę młodsza.
Pisać przeciwko nim i kląć je będę
I nienawidzić... Nie! Prosić potrzeba,
By, czego pragną, dawały im nieba,
A sam czart sroższej nie wymyśli kary.

(Wychodzi).