Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
329
AKT CZWARTY. SCENA PIERWSZA.

Gdyśmy skrzywdzeni stawali z skargami,
To nam do króla bronili przystępu
Ci sami ludzie, co nas pokrzywdzili.
Słowem, nieszczęścia dni ledwie minionych,
(Których pamiątkę krwią naszą pisaną
Nosi ta ziemia) i świeże przykłady
Codzień, co chwila stające przed oczy,
W te niewłaściwe oblekły nas zbroje,
Nie w celu jednak, byśmy łamać mieli
Pokój, lub choćby jedną zeń gałązkę,
Lecz by ustalić i zapewnić pokój,
Co łączy w sobie z imieniem istotę.
Westmorland. Kiedyż to wasze uchylono skargi?
Jakiej urazy mógł wam król domierzyć,
I któryż kiedy uchylił wam z parów,
Że księgę buntu nieprawną i krwawą
Boską pieczęcią uświęciłeś ojcze?
Że ostrzu wojny bratniej błogosławisz?
Arcybiskup. Dobro powszechne najdroższym mym bratem!
Choć brat z krwi mojej doznał też okrucieństw,
Lecz to oddzielna moja własna sprawa.
Westmorland. Jestże przyczyna igrać losem kraju?
A choćby była, czyż do was należy?
Mowbray. A toż dla czego? Wszyscy tu część mamy,
Czujemy wszyscy zbyt niedawne rany,
I ciężkiej dłoni nierówne ciśnienie
Nad naszem mieniem i przywilejami.
Westmorland. Bądź sprawiedliwym, kochany milordzie,
Daj wzgląd na smutne konieczności czasu,
A sam to przyznasz, że obecne klęski
Wynikły z czasu, nie zaś z winy króla.
Co do was nawet, szlachetny milordzie,
W obu tych źródłach nie widzę przyczyny,
Coby wam jaką nastręczała skargę?
Wszak wam w całości przywrócono dobra
Książęcia Norfolk, czcigodnej pamięci
Waszego ojca?
Mowbray. W czemże swą sławę naraził mój ojciec,
Aby ją we mnie aż wskrzeszać musiano?