Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. III.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
279
AKT PIERWSZY. SCENA DRUGA.

Lord sędzia. Nie mówię tu o Jego królewskiej mości. Wyście nie raczyli przyjść, gdym po was posyłał.
Falstaf. Słyszałem, prócz tego, że do Najjaśniejszego Pana przyplątała się — znowu ta niecnota apopleksya.
Lord sędzia. Tak, niech go niebo ocali. Lecz proszę mi dać mówić.
Falstaf. Ta apopleksya, podług mego rozumienia, jest rodakiem letargu, mówiąc winnem uszanowaniem waszej dostojności, pewnym rodzajem uśpienia we krwi, niepoczciwym dzwonieniem w uszach.
Lord sędzia. Co mi o tem teraz mówicie? niech będzie, co chce.
Falstaf. Pochodzi to ze zbytku zgryzot, rozmyślań i utrudzenia mózgu, o przyczynie tych skutków czytałem w Galenie, jest to rodzaj głuchoty.
Lord sędzia. Zda mi się, że podlegacie także temu cierpieniu, kiedy nie raczycie słyszeć co mu mówię.
Falstaf. O tak milordzie, w rzeczy samej, albo raczej, jeżeli się tak podoba waszej dostojności, cierpienie, któremu podlegam, jest to choroba nie słyszenia. słabość nie zwracania uwagi.
Lord sędzia. Chłosta od piąt możeby mogła przywrócić uwagę waszym uszom i nie zatrudni mię wybór tego środka, jeśli mi przyjdzie zostać waszym lekarzem.
Falstaf. Jam biedny, jak Job milordzie, ale nie tyle cierpliwy. Wasza dostojność może mi przepisać truneczek więzienia, co się tyczy mojego ubóstwa: lecz czyli ja będę do tyła cierpliwym, abym poszedł za tym przepisem, w tej mierze mędrcy mogliby przypuścić gran skrupułu, a nawet cały skrupuł.
Lord sędzia. Posyłałem po niego dla pomówienia o rzeczach, od których zależało jego życie.
Falstaf. A ja idąc za radą jednego nader biegłego prawoznawcy, nie stawiłem się na wezwanie.
Lord sędzia. Tak, zawsze jednak jest prawdą sir Dżonie, że żyjesz w wielkiej niesławie.