Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. II.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
206
JULIUSZ CEZAR.

Brutus. Żegnam cię, Porcyo! Messalo, my wszyscy
Musimy umrzeć. Często myśląc o tem,
Że kiedyś będę ją musiał utracić,
Znoszę dziś mężnie myśl, żem ją utracił.
Messala. Tak wielkie serca znoszą wielkie ciosy.
Kasyusz. W sztuce tej chciałbym ci zrównać, Brutusie,
Lecz siły moje sprostać ci nie mogą.
Brutus. Wróćmy do rzeczy. Jakież wasze zdanie,
Mamyż się teraz udać ku Filippom?
Kasyusz. Nie jestem zatem.
Brutus. Jakiż tego powód?
Kasyusz. Następujący: Według mego zdania,
Zawsze jest lepiej, kiedy nieprzyjaciel
Nas szuka, nie my jego. Tym sposobem
Nuży on wojsko, wyczerpuje środki,
Słowem, przyprawia się sam o uszczerbek,
Kiedy tymczasem my, spokojnie siedząc
Pełne i świeże zachowujem siły.
Zawsze gotowi dzielny stawić odpór.
Brutus. Dobre powody winny zawsze lepszym
Miejsca ustąpić. Lud zamieszkujący
Całą od Sardes do Filippów przestrzeń.
Sprzyja nam tylko w przymuszony sposób,
Żywiąc tajemną niechęć za pobrane
Przez nas podatki. Gdyby nieprzyjaciel
Ciągnął tym krajem, powiększyłby siły
I, pokrzepiony tym nabytkiem, śmielej
Natarłby na nas. Utraci tę korzyść,
Jeżeli spiesznie stawimy mu czoło
Pod Filippami, dalszym niebezpiecznym
Pochodom jego zagradzając drogę.
Kasyusz. Bracie, posłuchaj mnie.
Brutus. Za pozwoleniem.
Trzeba ci jeszcze obok tego zważyć,
Żeśmy już wszelkie wyczerpali źródła,
Ze nasze legie są już wypełnione,
Że nasza sprawa doszła dojrzałości,
Nieprzyjaciołom sił przybywa codzień,
A nam na szczycie przesilenie grozi.
W zabiegach ludzkich jest przypływ i odpływ,