Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
CZĘŚĆ CZWARTA.




I. Kruk i Lis (z Ezopa.)


Bywa często zwiedzionym,
Kto lubi być chwalonym.
Kruk miał w pysku sér ogromny:
Lis niby skromny
Przyszedł do niego i rzekł: miły bracie,
Nie mogę się nacieszyć, kiedy patrzę na cię.
Cóżto za oczy?
Ich blask aż mroczy!
Czyż można dostać
Takową postać?
A pióra jakie?
Śklniące, jednakie.
A jeźli nie jestem w błędzie,
Pewnie i głos śliczny będzie.
Więc kruk w kantaty; — skoro pysk rozdziawił,
Ser wypadł, lis go porwał, i kruka zostawił.


II. Dudek (z Fedra.)


Zle ten czyni, kto cudzą rzecz sobie przyswoił.
W pióra się pawie dudek ustroił,
I w tej postawie
Wszedł między pawie.
Poznały zdrajcy świéże rozboje,
Postradał cudze, i stracił swoje.
Z tej więc pobudki,
Wrócił, gdzie dudki,
A te w śmiech z niego.
Chciałeś cudzego?
Dobrze ci tak, i nikt cię żałować nie może,
Kiedyś stworzon na dudka, bądź dudkiem nieboże.


III. Słońce i Żaby, (z tegoż.)


Sąsiad Ezopa, złodziej się żenił,
Ezop do bajki: — tak rzecz wymienił:
Słońce chciało mieć żonę,
Żaby strwożone
Tak wrzeszczały,
Iż się słyszeć Jowiszowi dały.
Pyta się: o co
Tak się kłopocą?
Rzekła z nich jedna: jak nie narzekać,
Gdy teraz samo może dopiekać,
I suszyć bagna, które nas chłodzą;
Niechże się z niego inne rozrodzą,
A z panem ojcem razem wyruszą,
Bagna i rzeki, i nas wysuszą.


IV. Worki.


Nie patrzajmy na wzorki:
Zeszły się raz dwa worki,
Pozłacany
I skórzany.
Pozdrowiwszy się wdzięcznie,
Rzekł złoty: to niezręcznie
Iżeś skórzany,
I obszarpany;
Gdy patrzę na cię,
Żal mi cię bracie.

Choć ja u kupca, ty między pany,
Rzekł mu skórzany;
Ani się troszczę,
Ani zazdroszczę;
Owszem mnie cię żal bracie, żeś choć złoty, głupi,
Nie ten dobry, co błyszczy, ale ten co kupi.


V. Kot i Kogut.


Kot sprawiedliwy koguta dławił
Za to, iż się czynami zbyt złemi osławił,
A te czyny były takie:
Budził zwierzęta wszelakie,
A budzić się nie godzi,
Sen przerwany zdrowiu szkodzi.
Małżeńskiej wiary koty wielbiciele,
On miał żon wiele:
A co gorzej, nieprzykładnie,
Szkaradnie,
Bez względu na pokrewieństwa,
Wchodził w małżeństwa.
Dławiącemu,
Jak mógł, rzekł po swojemu
Dławny:
Sędzio sławny!
Przykładny kocie!
Wiem ja o twojej żarliwej cnocie,
I kiedy się jej dziwię,
Pozwól, niech się też usprawiedliwię.
Mój ród jeźli rozpładzam,
Ludziom przeto dogadzam.
Piejąc, budzę do pracy,
I majętni i żebracy
Dlatego mnie chowają.
Na tobie się nie znają.
Rzekł kot: a że ja głodny,
Więc ty życia niegodny.


VI. Motyl i Chrząszcz.


Czasem się złą być zdaje bardziej, niż jest, chwila.
Złapało dziecko chrząszcza, filozof motyla.
Musiał się chrząszcz po kijku kręcić naokoło,
Motyl pielęgnowany poglądał wesoło,
I żałował kompana; puściło go dziécie.
Wsadzony motyl za szkło, kiedy kończył życie,
Rzekł: teraz znam, jak zmienne w pozorach istoty.
Lepsze prostych dziwactwa, niż mądrych pieszczoty.


VII. Szczep winny.


Mówią Araby, iż gdy szczep winny
Adam posadził, dyabeł zbyt czynny,
Podlał krwią pawią, co Adam szczepił.
A gdy się w wzroście szczep coraz krzepił,
I listki wydał,
Dyabeł krew małpią do pierwszej przydał.
Zeszły jagody; skropił lwią juchą.
A gdy dojrzały, a było sucho,
Skropił je wszystkie posoką świnią.
Cóż teraz czynią?
Oto: gdy wina szklankę kto łyknie;
Jak paw się nadmie; po drugiej krzyknie;
Skacze jak małpa, gdy szklanki mnoży;
Po piątej, szóstej, jak lew się sroży:
A kiedy coraz więcej przyczynia,
Z pawia, lwa, małpy, staje się świnia.