Strona:Dym (Maria Konopnicka) 10.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

statku; czasem rozrywał, niby kłęby pakuł[1]; czasem pędził, jak tuman czarniawy. A zadżdżyło się na świecie, to chmurą ciężką nad kominem stał, i płatami po dachach się wieszał, i tłukł nad ziemią, nie wiedząc, kędy się dziać.
Gdy przyszła zima, zapalała wdowa lampkę u komina i robiła przy niej grube na sprzedaż pończochy.
Ale choć od okienka wiało srodze i szron aż do izby zalatywał przez spróchniałe ramy, podchodziła do niego coraz, żeby na fabrykę spojrzeć.
Gorzała ona wprost facyatki długim szeregiem oświetlonych okien, huczała wewnętrzną pracą płuc swoich olbrzymich, szczękała żelastwem, dźwięczała biciem młotów, zgrzytała zębami pił, syczała żądłami topionych metalów. Dym, który teraz na tle głębokiego granitu niebios walił z jej komina, płomienny był, ogniami ziejący, snopy iskier ciskał, jak race.
Szerokie łuny od niego skroś nieba szły i het, precz, odbijały wielkie ciche zorze...
Patrzała na nie wdowa w zadumaniu.

Z zadumy tej wyrywało się gwizdanie kosa, który, rozbudzony światłem, bijącem z fabryki w okienko, zaczynał wycinać swoje kuranty. W izdebce robiło się weselej, ogień trzeszczał na kominku, a kos darł się aż do ogłuszenia. A kiedy na niebie księżyc w pełni stanął, całe ono widzenie ogniste topniało w blaskach miesięcznych.

  1. Pakuły — krótkie włókna lnu lub konopi, przez czesanie od dłuższych oddzielone, zgrzebie, kłaki.