Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc tylko nerwy! Należy wziąć się w garść — powtarzał sobie.
Lecz mijały dni, a każdy z nich był gorszy. Jakieś obezwładniające zniechęcenie, jakaś niechęć do wszystkiego i wszystkich, jakaś niecierpliwa nuda opanowała go całkowicie. Przestał chodzić do biura, natomiast włóczył się całemi godzinami po okolicy. Nieraz wracał przemoczony od deszczu do ostatniej nitki, zabłocony po kostki. A wówczas troskliwość Tunki przyprawiała go o wściekłość, którą hamował, do krwi zagryzając wargi.
Zamykał się w swoim pokoju i siedział nieruchomo, nie myśląc o niczem. Gdy z za drzwi dobiegał głos Tunki, lub płacz dziecka, zrywał się i biegał od ściany do ściany, aż do zmęczenia.
— Oszaleję — syczał przez zęby. — Oszaleję!...
Po pewnym czasie i te wybuchy ustały. Ulegając zupełnej apatji, położył się do łóżka i nie wstawał przez tydzień. Tunka i Czabanowie namawiali go, by wezwał lekarza.
— Jeżeli dobrze mi życzycie, — odpowiadał — Proszę o jedno: Zostawcie mnie w spokoju.
Jednak nie chcieli. Widocznie uradzili, że trzeba go rozerwać, że trzeba obudzić w nim jakiekolwiek zainteresowanie. Przychodził Czaban i gadał i gadał bez końca o projektach reform w Medanie, przychodziła Tunka i mówiła o dziecku, a czasem przynosiła małego, by zademonstrować jego wygląd, bezzębne uśmiechy i niezaradne ruchy tłustych łapek.
Przyglądał się im wszystkim z obojętnem zdziwieniem, słuchał z wzrastającą niechęcią, prawie z obrzydzeniem. Cóż go oni, cóż go te sprawy mogły obchodzić? Gdy uświadomił sobie, że tak przecie zbudował swoje życie, że już na zawsze będzie tkwił tutaj, wśród obcych ludzi, wśród obcych spraw, zaczął w nim rodzić się bunt. Zaczęła w nim rosnąć nienawiść, tem gorsza, że nie miał za co ich nienawi-