Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie wiem, co zrobić. Przy sobie nosić nie chcę, a w mieszkaniu wolę nie zostawiać. Najchętniej pożyczyłbym je komuś pewnemu.
— Może komuś z kolegów biurowych — zauważyła.
Powiedział jej, że pracuje, jako urzędnik, obecnie w zarządzie dóbr książąt Zasławskich w Warszawie, a żeby się zabezpieczyć od wykrycia tego kłamstwa, prosił, by go tam nie szukano, nawet telefonem, gdyż zwierzchność źle patrzy na podobne rzeczy. Ani Lipczyński, ani Mika zresztą nie wątpili, że tak jest rzeczywiście. Słyszeli dużo o Czabanie, w związku z Medaną mieli o nim najgorszą opinję. Dlatego też mógł teraz skrzywić się na radę Miki:
— Gdy dojdzie do szefa, że odłożyłem trochę grosza, gotów obniżyć mi pensję. Wie pani co, panno Miko? Niech pani weźmie tę gotówkę. Pani się przyda, a mnie wyświadczy pani grzeczność.
Po długich namowach, zdołał ją wreszcie przekonać. Tak drobna sumka była dlań teraz drobiazgiem, natomiast odczuł wielką radość, gdy przyznała się, że dla niej to nawet zbawienie.
Był u Miki niemal codziennym gościem, ponieważ zaś jadał u niej kolacje, pod pozorem ponoszenia części kosztów, zjawiał się zawsze z paczką wiktuałów. Codzień oburzała się nań zato, lecz Murek był uparty. Czasami z wiktuałami przynosił jakiś nieduży prezent, a gdy nie chciała tego przyjmować, mówił:
— Jestem samotny. Niechże mi pani pozwoli mieć złudzenie, że jest na świecie ktoś bliski, komu mam prawo ofiarować jakiś drobiazg. To przecie jedyna moja przyjemność.
Pod koniec sierpnia musiał w interesach wyjechać na kilka dni do Gdańska, gdzie kupił dla Miki drogi i bardzo ładny tweed na kostjum. Gdy po powrocie do Warszawy, szedł wieczorem na Żolibórz, miał sporo obawy, czy Mika