Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

fotografję, ona chyba nie będzie taka gęś, żeby mi nie uwierzyć. I po co panu to wszystko?... Poco? Zrobiliśmy interes, przybiliśmy ugodę. Sprawa załatwiona. Oto i wszystko. Okręt za dwa dni odpływa z Gdańska. I albo ta panienka na nim pojedzie, albo zostanie tu. Tylko wtedy ja nie chciałbym być w pańskiej skórze. A niechby nawet ona darowała panu, że pan ją chciał oszukać i sprzedać, to ja panu nie daruję swego. Jeżeli pan myślisz, że dla tej dziewczyny opłaca się panu robić tyle przykrości i sobie i nam, to pan jesteś naiwny. Jeżeli zdaje się panu, że dla kobiet dom publiczny to taka straszna rzecz, to się pan mylisz. One bardzo łatwo z tem się godzą. Na początku mojej pracy w tej branży, sam się dziwiłem. Jak która później i może wrócić do innego życia, to jej się nie chce. Nie wierzysz pan mnie, to zapytaj pan każdą z takich, albo te paniusie, co się zajmują nawracaniem upadłych dziewcząt. Niech one powiedzą. Kobieta nie ma duszy. Tylko dla głupiego ona jest utrapieniem. Dla mądrego ona rozrywka, a dla jeszcze mądrzejszego — towar.
Murek słuchał w milczeniu. Spokojny cynizm tego człowieka wywoływał w nim protest odruchowy i jednocześnie działał nań hamująco. Czuł się tak, jak kiedyś, gdy wyrzucał z kubłów cuchnące odpadki do wielkich śmietników... Przypomniał sobie Nirę i Karolkę. Cóż je zmuszało do prostytucji?... Nic. Dobrowolnie, z własnego upodobania poszły tą drogą...
— No, więc jak z nami będzie? — zapytał Sztylel.
— Co znaczy, jak będzie! — zawołał porywczo blondyn. — Interes jest ubity i musi być załatwiony! Bo inaczej, to zobaczymy!
— Co zobaczymy? — zimno spojrzał nań Murek. — Tylko bez gróźb, bo na groźby to my tu mamy policję.
— Policję? — zaśmiał się Sztyfel. — Policja jest tak dobrze na nas, jak i na pana. Pan o nas wiesz dużo, ale