Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W tem nic skomplikowanego. Takich szpasów robi się mało tysiąc na rok. Jeszcze na powrotną drogę pan na tem zarobi i na miesiąc wygodnego życia.
Murek potrząsnął głową:
— Ja nie mogę wyjechać.
— Dlaczego?
— Interesy. Właśnie poto zwracam się do pana, byście coś poradzili.
Stawski podrapał się po ramieniu...
— Mogę ją wysłać z transportem. Ale to ryzyko za wielkie, jeżeli ona sprytna. Za wielkie. Gotowa przewąchać pismo nosem, narobi rabanu w drodze. Ale czekajcie... Hm... Co głowa, to rozum. Zawołam mego wspólnika. On ma takie doświadczenie, że mógłby samego mnie sprzedać na żywy towar!
Zaśmiał się i, otworzywszy drzwi, krzyknął:
— Sztyfel. Chodź no tu!
Po chwili do gabinetu wszedł krępy, barczysty żyd w pilśniowym kapeluszu, zsuniętym na tył głowy. Na Murka prawie nie zwracał uwagi i flegmatycznie dłubiąc w zębach paznokciem małego palca słuchał objaśnień Stawskiego. Ponieważ mówili w żargonie, Murek niewiele zrozumiał. Jednak widocznie i Sztyflowi nie wystarczył referat wspólnika, gdyż skolei Murek musiał mu obszernie i szczegółowo rzecz wyłożyć.
W trakcie tego nadszedł jeszcze jeden specjalista „emigracyjny“, wysoki, młody, bardzo przystojny blondyn. Okazało się, że jest on profesjonalnym narzeczonym i mistrzem w tym fachu. Wszyscy trzej namiętnie zaczęli dyskutować. Raz po raz to jeden, to drugi brał do rąk fotografję Arletki i tem zawzięciej zabierał się do przekonywania innych, że sprawę należy załatwić.
Tymczasem z dołu, z biura przybiegł chłopak z oznaj-