Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No? — świdrował go wzrokiem Stawski.
Murek przetarł czoło i nie patrząc nań, powiedział:
— Muszę pozbyć się tej dziewczyny. Jeżeli dałoby się to zrobić, by wyjechała daleko, zagranicę, powiedzmy do Południowej Ameryki...
— Dlaczego ma się nie dać?
— Bo... bo, widzi pan, ona nie zechce. To musi być przeprowadzone wbrew jej woli.
— Trochę gorzej, ale gdybyśmy nasze interesy emigracyjne przeprowadzali tylko wtedy, gdy nasz towar się na to dobrowolnie godzi, to byśmy już zbankrutowali — zaśmiał się Stawski.
— Zapewne — przyznał Murek — ale co innego zwykła wiejska dziewucha, głupia i naiwna, a co innego ta. Pan nie ma pojęcia ile w niej sprytu! Zgóry ostrzegam: niebezpieczne ryzyko.
— Bez ryzyka niema forsy. Więc ona nie zechce jechać?
— Nie zechce.
— Cóż, do cholery, czy taka przywiązana do ojczyzny?!
— Przywiązana do mnie — ponuro odpowiedział Murek — a w dodatku... za dużo o mnie wie.
— To źle.
— Właśnie.
— Ale niema takiego „źle“, skąd nie byłoby widać chociaż rąbeczka „dobrze“. Pogadajmy. Skoro ona dużo wie o panu, to ona wie też, że pan jest komunistą?
— Wie.
— Tedy łatwo może zrozumieć, że grozi panu ciupa. A zatem zrozumie też, że może pan być zmuszony do ucieczki. Prawda?
— Prawda.
— Więc pakujcie manatki i jazda. Choćby do Argentyny. Najlepiej do Argentyny, bo tam cała nasza centrala. A tam już ulokujesz ją pan bezpiecznie i możesz wracać.