Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kała ją myśl, że nie potrafi ludziom spojrzeć w oczy, Żołnasiewicz chodził struty, zaś panna Tunka zachowywała wymowne milczenie.
Gdy razu pewnego zostali we dwójkę, Murek wręcz ją zapytał:
— Dlaczego pani żywi do mnie urazę? Czy sądzi pani, że jej ojciec z mojej winy został aresztowany?
Wzruszyła ramionami:
— Bynajmniej. Skądże tu pańska wina?... Poprostu uświadomienie sobie, że się jest córką... aferzysty, nie sprawiło mi radości.
— Dlaczego zaraz aferzysty! — próbował oponować.
— Tak, aferzysty. Używam tego, nie innego wyrazu gdyż ten wydaje mi się najłagodniejszy z serji, którą należałoby tu zastosować.
Zmarszczył brwi:
— Łatwo jest być moralistką, gdy się jednocześnie, wybaczy pani, korzysta z owych afer. Gdy się luksusowo mieszka, gdy się posiada drogą biżuterję, futra, suknie gdy...
— Owszem — przerwała — przyznaję panu rację. Ale czyż to zmienia sens sprawy?
— O, zmienić bardzo łatwo, panno Tunko. Wystarczy wyrzec się tego wszystkiego, postarać się o posadkę i zarabiać sto kilkadziesiąt złotych miesięcznie. A jeżeli nie znajdzie się posadki, no to szlachetnie i uczciwie, z czystem sumieniem umrzeć z głodu.
— Wcale nie pretenduję do świecenia przykładem.
— A jednak pani surowo sądzi innych.
— I siebie, proszę pana, i siebie!
— Więc jednak nie chciałaby pani, by ojciec porzucił interesy i został urzędnikiem, lub poprostu bezrobotnym?
— Przyznaję, nie chciałabym. Ale czyż nie można i w interesach być uczciwym?... Zaraz, zaraz! Wiem, co mi pan