Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tości strzelał do człowieka, który go ratował. A teraz pragnie jego zgonu.
Stanął przed fotografją Kańskiego i powiedział głośno:
— A jednak pogardzam nim. Pogardzam, chociaż nie mam do tego prawa.
Naskutek jednak tych rozmyślań zrezygnował z zamierzonego „otwierania oczu“ Mice. Gdy przyszła i zabrała się do przyrządzania kolacji, umyślnie zbył milczeniem jej wzmiankę o narzeczonym. Nie mógł jednak powstrzymać się, by nie okazać jej więcej serdeczności niż zazwyczaj. Zdawała się tem nawet być trochę zdziwiona.
Zwymyślała go za wiktuały, które kupił, i zmartwiła się, gdy jej powiedział, że otrzymał już pieniądze:
— Jak pan umie psuć mi wszystko! — zawołała.
— Psuć?
— No, tak. Proszę patrzeć — wyjęła z torebki banknot stuzłotowy — pożyczyłam to specjalnie dla pana. I tak się cieszyłam, że panu pomogę!
— Pani, panno Miko — powiedział wzruszony, — naprawdę warta jest wiele, bardzo wiele...
— Niech pan ze mnie nie kpi — zaczerwieniła się, lecz spojrzała mu w oczy i wyciągnęła doń ręce: — Dziękuję panu. Niech pan mi wierzy, że takie uznanie z pańskich ust znaczy dla mnie dużo więcej, niż...
Urwała, a Murek zapytał:
— Dlaczego czyjeś uznanie wogóle ma być ważne?
— Popierwsze nie czyjeś, lecz pańskie, a podrugie wiara we własną wartość jest konieczna do życia, jak powietrze. Sam mi to pan kiedyś powiedział.
— Kiedyś... tak... Kiedyś dużo się mówiło, kiedy wszystko wydawało się proste i jasne.
— Czy to znaczy, że pan zmienił zdanie?
— Nie to. Tylko... Wiara we własną wartość... Pojęcie wartości jest wielostronne i bardziej skomplikowane, niż się