Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, niema poco tracić czasu. Szkoda zostawiać te meble, ale co się da, trzeba zaraz spakować. Z dworca niebezpiecznie będzie jechać, ale wynajmiemy taksówkę do Żyrardowa i tam wsiądziemy do pociągu. Sprytnie ich zbajerowałeś.
Murek jednak potrząsnął głową:
— Mylisz się. Ja wcale nie mam zamiaru jechać.
— Jakto? — zdziwiła się.
— Mówiłem im prawdę. Wolę śmierć, jak dawne życie w nędzy.
— Chyba oszalałeś!
— Może.
— Ależ i tak dojdziemy do nędzy! Skąd ty dla nich weźmiesz tyle pieniędzy! I co ty myślisz, że nie skończą z nami? Jedyna rada uciekać.
— Nie chcę. Nie mogę.
— Dlaczego nie możesz? Pojedziemy do innego miasta. Tu daliśmy sobie radę i tam damy.
— Nie.
Chwyciła go za ramiona:
— Franek! Tyś chyba zwarjował! Więc co? Dasz się im doić?
— Nie wiem, nie wiem....
— Opamiętaj się!
Murek chwycił się za głowę i zaczął chodzić po pokoju:
— Bagno, bagno, bagno — powtarzał.
— Musimy jechać — przekonywała Arletka — spróbujemy wydostać się zagranicę. Zobaczysz, jeszcze wypłyniemy znowu.
Napróżno jednak starała się go przekonać. Murek nawet nie szukał kontrargumentów. Jakżeby mógł jej powiedzieć, że marzeniem jego jest nie mozolne i pełne niebezpieczeństw „dorabianie się“, lecz zapewnienie sobie wygodnego i dostatniego bytu, że wiele już w tym kierunku przygotował,