Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale wygląda na to, że napróżno. Daj Boże uniknąć kompletnej ruiny! I ja przytem też dużo tracę. Nieszczęście.
Oficer nie zdawał się jednak zbytnio wstrząśnięty tą nowiną. Wyraził zdawkową nadzieję, iż może przecież jakoś się da rzecz załatwić bez katastrofy. Zajęty inną myślą, wciąż próbował nawiązać rozmowę do niedokończonej wróżby. Murek jednak udawał całkowicie zaabsorbowanego sprawą Czabana i umyślnie nie dostrzegał zabiegów oficera. Wreszcie Szułowski zapytał wprost.
— Panie doktorze, dlaczego pan nie powiedział mi wszystkiego z ręki?
— Ja?... Ale skądże! Wydaje się panu, drogi poruczniku.
— Nie, proszę pana. I ja bardzo pana proszę, doktorze, o szczerą prawdę — upierał się oficer.
Murek spojrzał nań z niepokojem:
— Kiedy rzeczywiście... Mogę się mylić, zapewniam pana, że w chiromancji zdarzają się pomyłki. A przytem pan taki nerwowy. Tak. Pan jest zanadto nerwowy. Powinien pan trzymać siebie w garści. I nie pić! Unikać alkoholu. Wszelkich podniet. Zarówno sztucznych, jak i naturalnych. Czy leczył się pan kiedy na nerwy?
— Nie.
— Nie? — zdziwił się Murek. — W każdym razie zrobiłby pan dobrze, spędzając co pewien czas dwa, trzy miesiące w jakimś cichym pensjonacie. W jakiemś, powiedzmy, sanatorjum, gdzie byłaby opieka lekarska. Ale to drobiazg. Nie należy tem przejmować się.
Szułowski usiadł i uśmiechnął się z wysiłkiem:
— Ja też nie przejmuję się. Chcę jednak wiedzieć prawdę.
— Ile pan ma lat?
— Dwadzieścia dziewięć.
— Pan jest jeszcze bardzo młody. A czy w rodzinie pańskiej nikt nie chorował?