Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ka, — takie życie businessmana. Nie zazdroszczę ani panu, ani memu ojcu.
Murek zaoponował:
— Czyż życie pan Czabana, któremu pani przygląda się codzień, może być nazwane monotonnem? Raczej jest nieustannym ruchem...
— Właśnie nieustannym — przerwała, — a nawet burza, która trwa wiecznie, staje się monotonna i nudna.
— Jeżeli ktoś nie ma innych zainteresowań.
— Prawda. Pan, zdaje się, pozatem jest lekarzem?
— Bynajmniej. Jestem doktorem, ale nie medecyny. Doktorem filozofji.
Panna Tunka spojrzała nań z zaciekawieniem:
— Jakże pan łączy filozofję z interesami?
— Przeciwnie, dzielę je, dzielę swój czas między interesy i pracę naukową.
— A naukowo pracuje pan z zamiłowania?
— Oczywiście, proszę pani, tylko dlatego mogę część swego życia poświęcić nauce, że resztę poświęcam interesom.
— Jakaż dziedzina wiedzy pana zajmuje? Filozofja ścisła?
— Okultyzm — odpowiedział Murek i dostrzegł w oczach panny Tunki żywsze zainteresowanie.
Okazało się, że i ona nie była w tych sprawach zupełnym laikiem. Zajmowała się spirytyzmem i przeczytała kilka książek o hipnozie. Murek poczuł się nawet zakłopotany, gdy skolei przeszła na psychoanalizę i psychologję, domagając się od niego, by wypowiedział swoje zdanie o teorjach Freuda, Charcota, Kraft-Ebinga, Richeta i innych, o których z dawnej uniwersyteckiej lektury pozostało mu tylko mgliste wspomnienie. Zdołał jednak jako tako wybrnąć z sytuacji, gdyż panna Tunka widocznie nie miała egzaminatorskich zamiarów i wszystko brała za dobrą monetę.
Spędzili ze sobą całe popołudnie, a przy kolacji siedzieli