Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdy auto zatrzymało się przed restauracją, że należało w domu zostawić dla niej kartkę, z przeprosinami.
Służba w lokalu powitała przybycie Czabana entuzjastycznie. Bywał tu wprawdzie rzadko, lecz pamiętano dobrze wysokie rachunki, jakie płacił. I teraz zanosiło się na spory. Na stoliku zjawił się drogi koniak, kawior, ostrygi i piękny homar; przy stoliku w kuble z lodem osiadła butelka jakiegoś starego wina. Gdy kelnerzy odeszli, a Czaban spostrzegł, że Murek z wyraźnym brakiem zaufania omija ostrygi, powiedział:
— To niezła rzecz. Nic nadzwyczajnego, ale taka sobie galaretka. Spróbuj pan, jak Boga kocham. Ja też za pierwszym razem nie mogłem się zdecydować. Powiem nawet panu, że trochę było obrzydliwie, bo mówili, że piszczy i takie różne fintifluszki. Wal pan... — odwrócił się i zawołał na pół sali: — Gdzież to wasza orkiestra, a?
Po pół godzinie orkiestra grała już cygańskie romansy, a butelki na stoliku opróżniły się znacznie. Przekąskom nie było końca, lecz apetyt Czabana nie zmniejszał się bynajmniej. Murek, który dwie połknięte ostrygi zagłuszył majonezem z sandacza i dopchnął paru porcjami pasztetu strasburskiego, postanowił skorzystać ze sposobności:
— Pan pozwoli, że zatelefonuję? Mam maleńką sprawę.
Nie miał żadnej sprawy, lecz zadzwonił do domu. Przyszło mu do głowy, czy nie ściągnąć tu Arletki. Sądził, że sprawiłoby to jej przyjemność. Arletka jednak ani słyszeć o tem nie chciała!
— Czyś oszalał? — zawołała. — Przecież on odrazu domyśliłby się wszystkiego. To za wielki spryciarz. Jakby się dowiedział, że my się znamy, przepadłoby wszystko. Ty chyba nie wspomniałeś mu o mnie?
— Nie, co znowu, sądziłem tylko, że mogłabyś tu przyjść, a on zaprosiłby cię do stolika. Udawałbym, że cię w życiu nie widziałem.