Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ro. — I tak mi życie zbrzydło. Nie pracuję teraz w żadnym lokalu. On mi nie daje.
— Więc co robisz?
— Nic. Leżę i palę papierosy.
— U Koziołkowej?
— Nie. Mieszkam razem z nim.
— A on wie, że ty go nienawidzisz? — zapytał Murek.
— Gdybym mu to nawet codzień powtarzała, to i takby nie uwierzył.
Spojrzała na zegarek. Murek zapytał:
— Więc co mu powiesz?
— Jakoś wykręcę. Czy będziesz wieczorem w domu?
— Oczywiście.
Wyciągnęła do niego rękę i powiedziała bez uśmiechu:
— Jeżeli będę mogła, przyjdę.
Odprowadził ją do drzwi i wrócił zamyślony. W zachowaniu się Arletki i w tonie, jakim mówiła, było coś przykrego, obcego, odstręczającego. Teraz już wprawdzie nie obawiał się z jej strony podstępu, lecz nie wyobrażał sobie, by stosunki ich mogły się znośnie ułożyć.
Przez cały dzień trapiła go ta sprawa. Nawet przyjmując klientów, był wbrew zasadom roztargniony i plótł na odczepne, co mu ślina na język przyniosła.
Było już po dziesiątej i właśnie układał się do snu, gdy przyszła. Była w doskonałem usposobieniu, wesoła, namiętna, a nawet czuła.
— Zastanawiałam się długo — powiedziała — i doszłam do wniosku, że niesłusznie cię posądzałam. Ale żebyś ty wiedział, jak ja byłam na ciebie wściekła. No, teraz nie mówmy już o tem.
Przysiadła obok Murka na łóżku i ocierając się oń dodała:
— Mam dziś dużo czasu. On gra. Nie wróci aż nad ranem.