Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/025

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że się w nim kocha. Całe wciągnięcie Murka do bandy, było właściwie jej dziełem. Spędziła z nim nawet kilka godzin w łóżku. Skądże jednak mógł wiedzieć, czy nie było to ukartowane między nią, a jej kochankiem. Twierdziła, że nienawidzi Czarnego Kazika, ale czy można wierzyć takiej fortancerce z nocnego lokalu?...
To też Murek ułożył sobie, że nie zdradzi Arletce swojej kryjówki. Zatelefonuje wieczorem do Dancing-Clubu i wypyta o wszystko. A wtedy zobaczy, co dalej.
Narazie wszakże własne położenie wydało się Murkowi lepsze niż sądził przed przeczytaniem gazet. Wątpił, by Czarny Kazik i jego wspólnicy dali się teraz, gdy bezpośrednich śladów nie zostało, nakryć. Na ich trop policja mogłaby wpaść tylko w tym wypadku, gdyby ową zrabowaną biżuterję zaraz usiłowali spylić. Na to jednak byli zbyt sprytni, a zresztą mieli — jak wiedział — sporo forsy i nic ich do tego nie zmuszało.
Obejrzawszy wyjęte z walizki stuzłotówki Murek z zadowoleniem stwierdził, że były to banknoty stare i niepodobna było bać się, by ktoś miał ich numery ponotowane. Natomiast narazie, ani myślał o sprzedawaniu tamtych akcyj i obligacyj.
Na tych rozmyślaniach upłynął Murkowi czas do ósmej, kiedy znowu przyszła doń pani Kuzykowa, z kolacją. Tym razem przyniosła czysty, biały obrus do przykrycia stolika, kółko smażonej kiełbasy na patelni, butelkę czystej, a przytem dwa talerze, dwa noże i dwa widelce.
— Nie chcę tam pana do pokoju, ani do kuchni zapraszać — powiedziała, — bo choć okna przysłonięte, to ludzie lubieją podglądać. A mnie też weselej będzie z panem do towarzystwa.
— A i mnie też! Ale, co za wspaniała kolacja!
— Jaka tam wspaniała. No, wypijem za nasze kawalerskie!