Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/020

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nego kontaktu ani z „Propagitem”, ani z Komitetem Wola 2, ani z tamtymi ludźmi, nie mógł znać prawdziwego nazwiska Garbatego. Jeśliby zatem policja ujęła Czarnego Kazika i Piekutowskiego, a tamci sypnęli Murka i jego nazwisko ukazałoby się w dziennikach, Kuzykowi przez myśl nie przeszłoby, iż ukrywany przezeń towarzysz partyjny, jest owym bandytą Murkiem. Zanim zaś Egzekutywa poda to do wiadomości członków, starczy czasu, by zwiać.
Kuzyk istotnie przyjął Murka, bez cienia podejrzliwości. Nie pytał o nic, kazał żonie posłać gościowi łóżko w małej komórce za warsztatem i sam mu przyniósł jedzenie.
— Wpadli na mój ślad i depczą mi po piętach, — uważał za stosowne wyjaśnić Murek. — Nie zrobię wam wielkiego kłopotu, towarzyszu?
— Niema o czem gadać, towarzyszu Garbaty — odpowiedział stolarz.
— O wydatki nie bójcie się, pokryję.
— Obejdzie się, towarzyszu Garbaty. I tak, to zaszczyt dla mnie, żeście do mnie przyszli. Mam dla siebie, starczy i dla was. Może chcecie ogolić się?
Murek dotknął ręką podbródka:
— Nie, lepiej zapuścić.
— Lepiej, — przyznał Kuzyk, — szpicle wprawdzie mają ostre oczy, ale zawsze lepiej. Czy może trzeba zawiadomić kogo, że tu jesteście?
— O, nie! Nikogo. Kogo trzeba było, już sam poinformowałem. A czy wasi czeladnicy tu nie zajrzą, do komórki?
— Nie. Nie mają tu żadnego interesu. Zresztą, to pewni ludzie, sami swoi.
— To teraz się prześpię, — ziewnął Murek, — całą noc kluczyłem.
Zasnął natychmiast i chociaż wkrótce w stolarni zaczęła się praca, świszczały heble, warczały piły, stukały młotki, nie obudził się, aż grubo po południu. Żona Kuzyka odgrza-