Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak.
— W końcu lutego?
— Zgadza się — potwierdził Murek.
— I pan w tem brał udział?...
Uroczyście wstała i wyciągnęła doń rękę:
— Niech pan pozwoli, że uścisnę pańską dłoń.
Murek uśmiechnął się:
— Nic takiego nie zrobiłem.
— Jakto nic! Wystąpił pan w obronie wyzyskiwanych ludzi, w obronie bezrobotnych, z których chciano za nędzne dniówki wyciągnąć resztkę sił. Winszuję panu!
Zwróciła się do zdumionej Miki:
— Widzisz? Ja się nigdy nie mylę w sądzie o ludziach. Wiedziałam, że pan Murek odnajdzie w sobie ten instynkt proletarjusza. Wystarczył mi jego życiorys i ta charakterystyka, którą słyszałam od ciebie.
Murek zmarszczył brwi:
— Żaden instynkt, proszę pani. Poprostu chcieli nam obniżyć dniówkę.
— Tak?... A o tem wcale w gazetach nie pisano. Łajdacy! Zwalono wszystko na agitatorów komunistycznych.
— Żadnych komunistów tam nie było — zapewnił Murek.
— A ja panu mówię, żeście wszyscy byli, jeżeli nie członkami partji, to wyznawcami jej ideologji. Niechże pan nam opowie, jak się to odbyło naprawdę, bo gazetom za grosz wierzyć w tych rzeczach nie można. Więc?...
— Pozwól-że panu zjeść! — żałośnie upominała się Mika.
— Ach, przepraszam.
— Nic, mogę jeść i gadać — uśmiechnął się Murek.
I zaczął opowiadać poporządku, jak to było, jak werbowano w Warszawie na jednych warunkach, a później chciano narzucić zwerbowanym już na miejscu inne. Zmniejszyć dniówkę, albo wprowadzić akord. Praca była rzekomo ma-