Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dam panu to — zaczęła — ale pod jednym warunkiem. Musi mi pan dać słowo honoru, że żadnego głupstwa pan nie zrobi.
— To są gazety? — zapytał wskazując rulon, który trzymała w ręku.
— Tak — potwierdziła. — Ale nie dam ich panu, póki nie otrzymam przyrzeczenia, że nie zrobi pan żadnego głupstwa.
Wzruszył ramionami i wyciągnął rękę, Mika jednak cofnęła paczkę.
— I jeszcze jedno musi mi pan obiecać: spełni pan moją prośbę, którą napisałam tam na karteczce. Dobrze?
— Dobrze — odpowiedział obojętnie.
— Więc proszę. I niech pan... niech pan z jednego przykładu nie sądzi wszystkich.
Podała mu paczkę, skinęła głową i szybkim krokiem zawróciła w boczną ulicę.
Murek wszedł do pobliskiej mleczarenki, namacał w kieszeni kilka niklowych monet i poprosił o szklankę herbaty.
Spokojnie i ostrożnie rozwiązał sznurek i odwinął żółty papier. Wewnątrz było kilkanaście wycinków z gazet i karteczka na samym wierzchu. Podpis na niej uderzył Murka w oczy i wyjaśnił wiele: Mika Bożyńska! Więc to ta kuzynka Niry, ta sama milcząca panienka, którą raz czy dwa razy widział na Królewskiej... Jakże mógł jej nie poznać!... Chyba dlatego, że wtedy nosiła włosy inaczej. Miała na głowie wielką jasną strzechę, a teraz czesała się gładko...
Zaczął rozwijać gazety. Niestety były to wycinki, lub całe strony z pism francuskich, a Murek prawie nie znał tego języka. Tyle co z gimnazjum. Przedewszystkiem jednak w oczy rzuciły się fotografje. Poznał ich odrazu: Nira i Junoszyc.