Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakto poznałbym?
— Najprościej w świecie. Choćby tak, jak się poznaje każdego człowieka, czy choćby przedmiot, jeżeli wywarł na nas wrażenie dość silne, by zapamiętać jego wygląd.
— A wie pani! — zainteresował się Murek. — Że i mnie się wydawało, że już gdzieś panią widziałem...
— Otóż to! Nie raczył pan zwrócić na mnie uwagi.
— Ja bardzo przepraszam....
— Niema za co. To nie pańska wina, tylko moja. Trochę mi przykro, ale to nawet i lepiej.
— Więc niech mi pani przypomni!
— Nic nie przypomnę.
— Proszę mi chociaż powiedzieć, czy spotkałem panią tu, w Warszawie, czy gdzieś na prowincji, czy może kiedy w pociągu?...
— W sa-mo-lo-cie!! — wysylabizowała.
— To niemożliwe. Ja nigdy nie latałem.
— O? Serjo? To wielka szkoda — zaczęła umyślnie mówić szybko. — Podróż lotnicza to bardzo przyjemna rzecz. Daje dużo emocji, no i widoki, co za widoki! Pozatem szybkość i czystość takiej podróży. Ani odrobiny kurzu. Bo i skądby. Taki pęd powietrza wszystko wydmucha.
Napróżno próbował jej przerwać i prosił, by powiedziała, gdzie i kiedy się spotkali?
— Nic z tego — powtarzała. — Mówmy o lotnictwie.
Wreszcie zawyrokowała.
— Za to, że pan mnie sobie nie przypomina, musi pan być ukarany. Zgoda?
— Zgoda.
— Przyjmuje pan pokornie karę?
— Najpokorniej.
— Więc trzymam pana za słowo! Otóż za karę pańska ciekawość musi odcierpieć. Owszem, powiem panu gdzie-