Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Najsilniejszego barana wilki w końcu zjedzą. Czyż nie mam racji?
— Poczęści — przyznał niechętnie.
— Nie poczęści, a całkowicie. Naprzykład pan zajął się teraz handlem, interesami. Jeżeli pan sam nie będzie wygrywał, to wygrają ci ludzie, którzy zawsze znajdą sposobność, by pana oszukać. Tu trzeba pozbyć się przesadnych skrupułów. Lepiej być wilkiem, niż baranem.
— Jest coś ważniejszego od tej kalkulacji, panno Niro — powiedział poważnie — to sumienie.
— Owszem — przyznała niecierpliwie. — Niech pan to wpaja w swoich konkurentów, agentów, hurtowników, w dostawców i odbiorców. Ale chyba rozumie pan, że nadmiar sumienia, przewrażliwienie na tym punkcie, wręcz uniemożliwia życie.
Murek milczał.
— Tak się pan do mnie odnosi — zirytowała się — jakbym nie mówiła tego jedynie przez życzliwość dla pana.
— O, ja to rozumiem — zapewnił pośpiesznie — i bardzo pani jestem wdzięczny za to.
— Nie zauważyłam.
— Ależ tak. Mnie doprawdy wzrusza to, że pani myśli o mnie, chociaż przezemnie musi pani ciężko pracować...
— Jakto przez pana?
— No, bo gdybym już mógł stworzyć to, co jest moim obowiązkiem, stworzyć dom dla pani, zapewniony byt... To moja wina. Tylko, że czasy są tak ciężkie. Wszędzie redukcje, kryzys... Jednak moja wina.
— Co też pan mówi — zaśmiała się szczerze.
— To i tak wielka dobroć pani, Niro, że chce pani tak długo czekać na mnie. Życie na wielką próbę wystawia nasze uczucia. Ale ja do śmierci będę pani wdzięczny za tę dobroć, za to zaufanie. Ilekroć panią widzę, palę się ze