Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

O, takiego Murka nie trzeba będzie zachęcać do zemsty. On się z nim po chłopsku rozprawi...
Czuła, że krew ucieka jej do serca, jakieś dziwne drżenie rozpłynęło się po całem ciele.
— Zemsty... Zemsty... — wirowało w głowie.
— Uważaj! Tramwaj! — szarpnął ją za ramię.
Tuż przed nią szybko przesunął się długi, czerwony wagon. Stanowczem targnięciem się uwolniła się od ręki Junoszyca. Przeszli przez jezdnię i skręcili w boczną ulicę. Było tu całkiem pusto. Nira zatrzymała się.
— Posłuchaj, Koki — powiedziała, jak się jej zdawało, spokojnie, chociaż głos drżał febrycznie — znosiłam od ciebie wiele upokorzeń, chamskich obelg i lekceważenia, ale teraz przebrałeś miarę...
Zabrakło jej oddechu. Junoszyc stał nieruchomo. W jego oczach było zdumienie.
— Przebrałeś miarę — ciągnęła. — Lecz omyliłeś się. Ja nie pozwolę sobą poniewierać, pomiatać. Nie jestem dziewką!
— I cóż dalej? — zapytał bezbarwnym tonem, a jego rysy zesztywniały.
— Ja ci tego nie przebaczę! — wybuchła. — Gorzko za to zapłacisz! Nie cofnę się przed żadną zemstą!
Spodziewała się, że zacznie ją uspokajać, przepraszać, perswadować lub że wybuchnie gniewem. On jednak stał spokojnie. Nagle na jego twarzy zjawił się lekki uśmiech.
— Ha, cóż? — odezwał się obojętnie. — Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć ci w tem powodzenia. Żegnam!
Zwykłym ruchem uchylił kapelusza i ruszył w stronę domu normalnym swoim elastycznym krokiem.
Nira stała, jak urzeczona. Zdawało się jej, że za chwilę straci przytomność i upadnie. Widziała, jak o kilkadziesiąt kroków on sięgnął do kieszeni i nie zatrzymując się, zapalił