Strona:Do Nayjasnjeszego Pana Stanisława Augusta.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Drobny chruſt z niedołężną kołyſząc ſię trzciną,
Właśnie dla zawſtydzenia mniey ſilnych dowodzi,
Ze te małość ocala, tamtym wielkość ſzkodzi.
Takowe podobieńſtwo poſtać Naſza traci,
Sciera go prawodawcza ręka zgodnych Braci,
A odkopuiąc wzory z ſtarodawnych śladów,
Wraca Nam Imie niegdyś gróżne dla Sąſiadów.
Na ten odgłos nierządu Polſkiego moc chciwa,
Już nie do hołdu, lecz nas do przyiaźni wzywa,
Chce koić rozpacz, w ktorey Rodak, nieſzczęść płodem,
Bolał na ſobą, iako ſchańbionym Narodem,
A chciwy właſnych ſobie zaſzczytow przez blizny,
Przenoſił ſmutne życie do obcey Oyczyzny,
Aby z krwią odważaną przy cudzey obronie,
Tracił pamięć domowych klęſk, w ſzlachetnym zgonie.
Ale po tylokrotney Polak mądry ſzkodzie,
Uczeń długich doświadczeń, niezłomny przy zgodzie,
Zgłębiaiąc, czy po ſłowney naſzych ſmutków zmianie,
Już ſię Oyczyzna świetną y beśpieczną ſtanie?
Y czyli doſyć zbroyną ſtaliśmy ſię ſtroną,
By dzielnie zdiąć żałobę po ſławie noſzoną;
Mowi do Braci: „Niech Nas pozory nie łudzą,
„Ześmy przeſtali ręką być trzymani cudzą,
„To raczey chcące ſzczęścia ſerca niech obchodzi,
„Czy ſię złe znikaiące z ſtraty chwil niezrodzi?
Niechybnie byłby ſię był zawiodł Scyta śmiały,
Mieniąc ſię byc ogromnym, kiedy łamał ſtrzały,
Bo kiedy wpęk związanych, licznieyſzych rąk ſiła
Nietylko kruſzyć, ale giąć nie potrafiła,
Przekonany, w pamięci zapiſał to Kſiędze,
Ze iedność daie trwale ieſteſtwo potędzę,
Y nim ſkonał, troſkliwy, by y wnuki zbawił,
Te Oyciec Synom ſwoim przeſtrogi zoſtawił.
KROLU! dobra pragnący Kraiu, ileż razy,
Nayżywſze wyſtawiaiąc tey prawdy obrazy,