Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żywot ostać się bez męża? I jeszcze kiedy taki personat i bogacz jak nasz Pan Meister chce jéj uczynić ten onor? Namówim ją, namówim, — a nie, to na rękach zaniesiem do kościoła.
— No, no, babo nie pleć, jeno pokazuj drogę! — Krzyknął błękitno-oki, a obejrzawszy się na drugich, dodał:
— Jako widzę, w sam czas my tu zjachali. Żeby tak jutro, toby tu była tragedya.
Mina, znów przestraszona brzękiem szabel i groźnemi spojrzeniami, nic już nie odpowiedziała, tylko biegła przodem po krętych schodach, gdzie nogi jéj się plątały w niedoplecionych wieńcach. Stanąwszy na pierwszém piętrze, rozwarła drzwi, przez które kolejno zaczęli wchodzić nowo-przybyli, najprzód Burmistrz, potém błękitno-oki, potém siedmiu młodzieńców, jeden od drugiego świetniejszy i dorodniejszy, nakoniec..... zjawił się gość ostatni, który dotąd trzymając się za drugiemi, pozostawał niewidzialnym dla Miny. Teraz, na jego widok, zmartwiała.
Plecami przytłoczyła się do ściany, sama blada jak ściana, i szepnęła.
— Co to? Upiór? W biały dzień? Panie Jezusie, zmiłuj się nad nami!
Pan Kaźmiérz posłyszawszy te słowa, tknięty młodz.eńczą pustotą, zwrócił się nieco ku Minie, kłapnął zębami jak zwykły czynić upiory, i zcicha jęknął niby mara.
Poczém wsunąwszy się do komnaty, stanął nietylko za plecami drugich, ale i za wystérka-