Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mistrza, tymczasem reszta zgromadzenia coraz szerszém kołem odsuwała się od nich.
Początku téj rozmowy, obecni słuchali z najwyższém natężeniem uwagi, przy poznaniu się brata z siostrą, wybuchnęli krótkim, stłumionym wykrzykiem, ale po tym jednym wykrzyku, nastała ogólna cisza. Jeśli piérwsza wieść, o znalezieniu się Marysi, wznieciła radość głośną, czysto ludzką, to druga przeciwnie, obudziła rodzaj świętej trwogi. Tyle naraz szczęścia, to już chyba za wiele na ten świat ułomny! Wszystkim się wydało, że cóś nadziemskiego przechodzi między niemi niewidzialnie, i zamilkli jak podczas przelotu anioła.
Czuł téż każdy, ile obecność tłumów musi ciężyć tym szczęśliwym, coby chcieli wywnętrzyć się do woli. Nieznacznie więc, ganek opustoszał; zaczęto się rozchodzić gromadkami, które krążąc, to po domu, to po dziedzińcu, toczyły przyciszone rozmowy o dziwach Opatrzności boskiéj.



Patrzący na to Pan Marszałek, zafrasował się, przystąpił do pani domu, i szepnął:
— Mościa Pani Starościno! A nie godziłożby się to już podać wieczerzy? Goście nam się jakoś rozłażą, pewnie i głodni.....
— Czyń Aspan co chcesz, co sam żywnie chcesz.....Ja już nic nie rozumiem..... Ja od szczęśliwości tracę głowę.....
— I ja tracę głowę..... — Przywtórzyła z nie