Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uplanuje. — Nie zaraz ja téż i dowierzyłam onym pisklęcym sentymentom; ale Władek jeździł i raz i dwa pod chorągiew, i bił się, i świata kęs obieżał, a zawdy wracał wierny swojéj sierotce, i ona téż na żadnego inszego ni patrzéć nie chciała. Tak tedy pobłogosławiłam, i teraz, w téj minucie, xiądz ich błogosławi, a ja mogę sobie powiedziéć, że moje votum ukończone: wychowałam, wychuchałam, za własnego syna wydałam, cóż ja już mogę więcéj zrobić? Nieprawdaż, panie kawalerze?
— Prawda, IMci Pani Dobrodziko, i mnie się wydawa, że jeśliby kiedy Pan Bóg chciał Panią Dobrodzikę rekonpensować, to chyba właśnie dziś, w ten dzień co koronuje fortunnie jéj traktat z Panem Bogiem uczyniony.
— I czy uwierzysz Waszmość? — Dodała Starościna, wodząc oczami dziwnie rozmarzonemi. — Jest jeden symptomat osobliwszy..... tak po ludzku rzecz biorąc, to wszelka nadzieja wygląda na czyste głupstwo, boć piętnaście lat bez wieści, bez nijakiego śladu, w co tu jeszcze dufać? A jednakoż, bez te wszystkie lata, zawdym ja sobie myśliła: — Wszystko w mocy boskiéj. — A już co dziś, to ciągle coś mi w piersiach gada: Obaczysz, Pan Bóg cię wysłucha.
— I wysłuchał!



Te dwa słowa rzucił Pan Kaźmiérz, ale rzucił je nieśmiało, głosem przytłumionym, tak, że Starościna, niedowierzając własnym uszom, zapytała: