Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rwał, i cały Szkaplirz rozlazł się w kawałki. Boże mój, co ja tera zrobię?
— Pokaż-no Wacpanna, może się jeszcze da naprawić? No, i cóż tak wielkiego? Rozpłatały się dwie połowiczki. Zeszyjesz je ładnie, nowy sznurek dasz, i będzie.
— Tak, ale to już będzie nie ten sam sznurek. A jam zawsze go tak pilnowała jak oka w głowie. Taka wielka świętość! Jedyna rzecz co mi ostała z dawnych czasów, i to mi zepsowali! O patrz Wacpani, i modlitewka stamtąd się wypsnęła.
To mówiąc, Hedwiga ostrożnie rozwijała zżółkłą, w kilkoro złożoną karteczkę. Jeszcze nie zdążyła całéj rozwinąć, gdy drugi papiérek wypadł z niéj na podłogę.
— A to co? I druga modlitewka? Nigdym nie śmiała rozparać tego ni zaglądać, ale kiedy samo się roztworzyło, to téż obaczę co w takim Szkaplirzu piszą? Ta pierwsza..... łacina..... to nie dla mnie. A druga?
Mówiąc to, podniosła i rozwinęła drugi papiérek.
— Tu coś po naszemu napisano. Co to jest?
I stanąwszy w pasie światła bijącym od okna, przebiegała kilkakrotnie oczami wyblakłe znaki pisma.
Podczas tego czytania, twarz jéj zaczęła się mienić — ręce opadły jak bezwładne — oczy rozwarły się w ogromne koła.
— Jezus Maryja! — Zawołała. — Co ja tu nalazłam!