Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sku zebrał i pochował. Owóż jedzie, jedzie, a onego trupa nigdzie ani na oczy. Tak dojachał aż do saméj Oliwy. Tam dopiero nalazł pana, alić nie w trumnie, jeno w celi Oćca Błażeja, na czyściutkiém łożu. Koło niego Oćcowie Cystersy i różne Panowie Officyjery.
— A zkąd oni już się zwiedzieli?
— To były dobre znajomki pana Kaźmiérza; on ich zaprosił jeszcze wczora do Oliwy na świadków swojego szlubu, a potém na assystencyę, bo chciał cię z taką eskortą zawieźć do Władysławowa. Oni tedy czekali na was w nocy u Zakrystyjana. Czekają, czekają, nie widać nikogo. Bierze ich impaciencya, wychodzą na drogę, nasłuchują czy kto nie jedzie? Aż i jedzie, a nawet pędzi, leci. Patrzą: koń Pana Kaźmiérza, ale cóż? Sam, bez jeźdźca, leci rozhukany, jak waryat. Ledwie go potrafili przyłapać, i zaraz pomyśleli co musiała z wami stać się jakaś fatalność. Siedli tedy na koń wszyscy, wzięli chłopów ze somsiedztwa, wzięli téż i nosze co są w klasztornym szpitaliku; jadą tedy ku miastu, a nasłuchują czy się kto gdzie nie bije, a patrzą czy gdzie niema zwłoków? Aż patrzą, a tu na drodze leży Pan Kaźmiérz zastrzelon. Im takoż się zdało, że to już na śmierć. A wszelako, jak zaczęli go wodą pstrykać, a na noszach układać, tak ten w jęk. Tedy obaczyli że dusza jeszcze się kołacze. Bez całą drogę to jęczał, to znowu mglał, aż rankiem są w Oliwie. A tam właśnie świéce na ołtarzu już się palą, a Ociec Celestyn kładzie stułę aby wam dawać