Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Łowczy obejrzał się po swoich ludziach, i sprawdził z przyjemnością, że jednak żaden z nich nie poniósł ciężkiego szwanku. Nawet ów strzelec tak ciężko cięty kordelasem, ocalał dzięki swemu szwedzkiemu kapeluszowi, który po wierzchu był obciągnięty niewinną pilśnią, ale wewnątrz miał duszę z mocnéj blachy. Ogłuszony gwałtowném uderzeniem, strzelec obsunął się był z siodła, ale głowę uniósł całą, i teraz dosiadał znowu konia.
Wszyscy ich dosiadali, zapytując:
— A co z tym zabitym zrobić?
— Nic. — Odparł, machnąwszy ręką, Łowczy. — Nie będę ja się onym trupem chwalił w mieście. Niech tu go sobie kto chce najdzie, i co chce sobie myśli. Abo to mało ludzi ginie po różnych gościńcach? Jeśli przyjdzie do świadkowania przed sądem, to powiem bez ogródki kto tutaj nabroił. Wszystko się na Waści skrupi. Ale sam umywam ręce od całéj téj historyi. My tutaj nic nie zawinili.
— Tak, tak, my nic nie zawinili. — Powtarzały gromadne głosy.
— Az tém wszystkiém, nasłucham ja się od Pana Burgemeistra, oj nasłucham! Boże mój! Licho mię tu przyniesło.....
Tak utyskując, Łowczy odjechał zfrasowany. Wszyscy odjechali w milczeniu.
Kornelius ruszył ostatni. Jeszcze nawet kilka razy przystanął, i obracał głowę za siebie, aby nasycić oczy widokiem swojéj zemsty. Potém nagle skoczył w bok z gościńca, spiął ko-