— Więc ten Koreywa nie każdéj nocy wartuje?
— A nie. On tak na przekładkę. Raz dzień, raz noc. Dziś tam jest, ale jeno do jedynastéj przedpółnocnéj, a po hejnale obluzuje go jenszy, Bóg wié co za jeden?
— A to wiész Waszmość? Musisz się uładzić przed hejnałem, dopóka ten tam jeszcze stoi.
— Rad-by ja to uczynił, ale sobie rememoruj Wacpani, że aż do dziesiątéj, do Stróżowego śpiewania, ulica jest pełna ludzi, na beischlagach gry i chorały. Nim się to wszystko uspokoi, to jeszcze upłynie sporo wody. Tak tedy, ledwie niecała godzinka wolna się ostanie. To strasznie kuso czasu. A wszelako, co robić? Masz Wacpani racyę, trza się w téj godzince uładzić. Racz tedy Wacpani dać Pannie Hedwidze takowy ordynans, aby zaraz po « Gaszeniu ognia», była w gotowości. Ja tandem lecę w świat. Jeszcze raz całuję rączęta naszéj złotéj swatki.
— Z Panem Bogiem Waszmość idź, i bądź dobréj myśli, bom ja na to węzełek zawiązała, że się pobierzecie. A co Flora Korwiczkowa raz na facolecie swoim zadzierzgnie i w sercu swém zadecyduje, to i będzie. Rzecz pewna, jak Amen w pacirzu.