Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W téj chwili Pani Flora obejrzała się nakoniec, i przystąpiła do nich ze zdumieniem.
— Cóż tedy? — Zapytała.
— A cóż? Wracam doma. — Odparła Hedwiga. — Dawaj Wacpani klucz, jeżeli łaska.
I wziąwszy klucz, chwiejnym krokiem wchodziła na schody.
Pani Flora rzekła co żywo do pachołka:
— Nu, skocz-że, i otwieraj moje drzwi.
A gdy pachołek odbiegł, szepnęła do Pana Kaźmiérza:
— I cóż, nie chciała?
— A nie chciała. To nie dziewka, jeno kamień.
— E! Gamoń z Waszmości. Jabym nie dała jéj tam wejść. Patrz jeno, jeszcze stoi.
To mówiąc, furknęła na swój taras, i drzwi za sobą zaparła.



Kaźmiérz spojrzał. Istotnie, Hedwiga stała jeszcze przede drzwiami Bursztynowego Domu. W swoim karbowanym płaszczyku, lekka jakby obłok, cała osrebrzona xiężycową poświatą, wydała mu się cudniejsza niżeli kiedykolwiek. Nie wszedł jednakże na ganek, tylko podbiegł pod murek tarasowy, twarz przyłożył do złotéj kraty, i patrząc na nią przez prątki, szeptał błagalnie jéj imię.
Czy światło niepewne omylało Hedwigę, czy ręce jéj się nadto trzęsły, dość, że nie mogła i nie-