Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stwo na nogach by nie ustało. Pytam się Waszeciów, in gratiam czego my jedni na świecie mamy być wolni od wszelakiéj obedyencyi?
— Ja swoje powtarzam. — Skrzeknął swoim twardym głosem Secretarius. — Dawne króle tego nie robiły, i dobrze było.
— A właśnie że źle. Dawne króle były za dobre.
— Ba! Czy to można być za dobrym? — Sarknął z ubocza ryżo-włosy Wójt Hans Hecker, co miał twarz podobną do łasiczego pyszczka.
Wtedy Pan Burmistrz uderzył w stół swoją dużą ale białą pięścią, i odparł:
— A można! I najlepsze na to exemplum, że ta dobroć nas popsowała. Kto nas to wyrwał z okrutnéj Krzyżackiéj oppresyi? Kto nas do serca przytulił? Kto, jak nie one króle nasze oćce, i nie ona wspólna matka nasza? Przez lat półtorasta my chléb u nich jedli za darmo, jako te małe dzieci co nic nie robią, a dostają nietylko swoją racyę, ale jeszcze w dodatku i łakocie. A że teraz Król Jegomość prosi tęgo, co my już od lat półtorasta powinni byli dawać, to krzyczym jakby nas kto żywcem ze skóry obdzierał. I wiecznież będziemy jako te liche minores? Abo jak te szerszenie próżniaki, co z ula miód wyjadają, a same go tam nie przynoszą? Co my dotąd im przynosili? Nic, jeno krnąbrnoście, i burdy, i bunty. A! Serce się wzdryga na takową ingratitudinem. I żeby to jeszcze robiono po tyrańsku? Ale nieprawda. Panowie Szpiryngi są ludzie godne, i mądre, i sprawiedliwe. Ja więcéj