Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czemu, tamci mogli wedle woli rozmawiać na uboczu. Hedwidze powtarzała jak najwierniéj pochwały i wykrzykniki, z jakiemi Kaźmiérz odzywał się o niéj, a Kaźmiérza wtajemniczała w najskrytsze panieńskie zwierzenia. Czasem nawet, rzeczy tak zgrabnie ułożyła, że niby trafem schodzili się w jéj domu, a chociaż te schadzki były krótkie, poważne, i zawsze pod jéj okiem odbywane, jednak przedstawiały dla nich nieocenioną chwilę swobody, w któréj uwolnieni od oczu Majstra i Hollendra, mogli nakoniec odwiązać maskę przybranego braterstwa. Bo i Pani Flora już razem z niemi śmiała się z owéj «maszkarady». Pan Kaźmiérz nie potrzebował nawet czynić jéj w tym przedmiocie żadnych wyznań, sama je uprzedziła. Kiedyś, gdy przed nią utyskiwał na milczenie Pana Miecznika, rzekła do niego:
— Nie kpij z białogłowy Panie Officyjerze. Aniś Waszmość pisał do Oćca, ani czekasz od niego responsu.
— Jakoż to? — Podjął zmieszany Pan Kaźmiérz.
— A tak jako ja mówię. Waszmość wykoncypowałeś takową hallegoryę, aby łódkę swego affektu przeprowadzić między rafami przeciwnych sobie humorów. I wcale się to Waszmości nie gani. Bosman jako może lawiruje, niby kręci na prawo, a w rzeczy jedzie na lewo, i mądrze czyni; milszać mu jego szkutka, niżeli wola srogich Akwilonów.
— Nie będęć ja się z Wacpanią spierał,