Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/086

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Coś Wacpanna zrobiła najlepszego? A toć on za moment znów przylézie?
— To ja go znów przepędzę, chociażby i dziesięć razów. Jakoż się nasza sąsiadka Waszmości wydawa? Urodziwa, co?
Mówiąc to, niespokojnie spojrzała w oczy Kaźmiérzowi. Ten się uśmiechnął z wewnętrznego zadowolenia.
— Hoża niewiasta, — odparł — jeno musi być okrutnie rezolutna.
— A toś Wacpan trafił w samo cetno. Dobrze to taką być. A ja tego nieumiem, ja się każdego stracham.
— Uważasz-no Wacpanna jak ta Pani Flora mizdrzy sią do Pana Schultza? Czy oni mają się k'sobie?
— Ach, dałby to Bóg!
— Tak powiadasz Wacpanna? Dałby to Bóg? A mnie się widzi jako Pan Schultz bliżéj sobie szuka żonki.
— Zkąd się to Waszmości uwidziało?
— Bo mi sam gadał.
— Więc on o tém gada? O Boże, jakaż ja nieszczęśliwa!
— Tedy Wacpanna tego niémasz w życzeniu?
— Oh nigdy! Ja Dobrodzieja respektuję z affektem jak oćca, i nazywałam go zawdy «Faterkiem,» aleć od śmierci Pani Doroty, i tego mi zakazał. Niewiem jak mam gadać do niego, więc gadam: «Dobrodzieju.» Co to za nieszczęście że ta kochana Pani Dorota zmarła! Za niéj wszystko było dobrze. Ale ja tego nie zrobię. Jam jéj obie-