Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pan Kaźmiérz krzywo się spojrzał, i przez zęby wycedził;
— Hm! Piękny to chrześcijański uczynek, jeno go sobie Waść sowicie własnemi rekoma płacisz.
— Co chcesz, Mości Officyjerze? Odbierać swoje długi, nie żaden kryminał. Wychowała się ta dziewka moim sumptem i fatygą, niechże mi za to wszystko jako żona odsłuży. No, i co jéj za krzywda? Będzie panią, jakich niewiele w Gdańsku.
— Prawdać i to... in articulo fortuny, jest racya, ale zresztą... Ha, może jéj właśnie te luxusy do gustu? Pewnie to jaka mizerna sierotka?
Tu kupiec odparł dość wyniośle:
— Niewiem ja czy mizerna, i niewiem czy sierota. Może jaka Wojewodzianka? Może jest u was jakowyś wielki pan, coby oddał całe swoje senatorstwo za odzyszczenie téj dziewki? Jeno niewié że ona u mnie, a ja niewiem gdzie jego szukac.
— Co Waść gadasz? Jak Boga kocham, nic a nic nie rozumiem.
— A bo to cała historyja... To jest dziewczynina odbita z jassyru. Naszli my ją na Rynku Lwowskim.
— Jezus Maryja! Józefie Święty! I kiedyż to było? Temu lat piętnaście? Po wiktoryi Pana Koniecpolskiego pod Martynowem?[1]

— A tak! Właśnie wonczas. Ale jakżeś to Waszmość utrafił tak richtig w datę?

  1. «Dziękowały Panu Hetmanowi Koniecpolskiemu.... ofiary jassyru tatarskiego, odbite przezeń sławnym pogromem Ordy pod Martynowem nad Dniestrem. Odniósł Hetman to błogosławione zwycięztwo już w kilkanaście miesięcy po swojém własném wyzwoleniu z jassyru. Ogromna tłuszcza krymskiego i nogajskiego Tatarstwa, wpadła na wiosnę r. 1624 pod srogim łupieżcą Kantemirem, w południowe granice Polski, i zagnawszy się aż po ostatnie miedze ziemi Przemyskiéj, zniszczyła wszystko pożogą i rozbojem. Oprócz zwyczajnych łupów wojny tatarskiéj, chwytało pogaństwo najchciwiéj dzieci obojéj płci.
    Nabrano tyle chłopców i dziewcząt w handel do serajów tureckich, iż na trzy mile rozciągał się pochód teleg i koni z tym plonem, gdy Orda nareszcie wracała ze zdobyczą do domu. Największą w takim razie trudnością, była dla niéj przeprawa przez Dniestr na Pokuciu. W tegorocznym pochodzie, wyprawiono naprzód wszystek plon z łupami w kosztownościach i trzodach, a zbrojne hufce Kantemirowe ciągnęły z tyłu.
    «Około połowy Czerwca, przeszły już były przez rzekę nieskończenie długie rzędy teleg zdobycznych, i o milę za Dnie-strem stanęły koszem ogromnym. Na dążącą zaś za wozami zgraję łupiezką, wpadł niespodzianie Hetman Polny Koronny z niewielkim pocztem rycerstwa, i straszną klęskę zadał Kantemirowi u brzegów Dniestru. Większa część pogaństwa zginęła przechodząc rzekę, albo błąkając się rozbita po lasach okolicznych. Tylko mała garstka uszła w popłochu, z trzykroć postrzelonym dowódcą Kantemirem.
    «W pogoni za rozbitkami, zagnało się rycerstwo polskie aż do kosza z jeńcami, dla których niewola pogańska skończyła się tym razem na szczęście już w granicach własnego kraju. Scenę spotkania się wybawców z wybawionymi, odmaluje najlepiéj jeden ze świadków naocznych, spółuczestnik tego jedynego w swoim rodzaju odgromu dziatek:
    «Od południa, mila od Dniestru, począł się kosz, niezliczona rzecz ludzi obojéj płci, bydła, koni, stada owiec, które na gospodarstwo pędzili. Pełno było po polach dzieci, niewiniątek i niemowlątek odbieżanych, które tylko płaczem krzyczały. Zaczęły się więźniów naszych, szlachcianek i panienek szlacheckich procesye, i tłumy bardzo gęste różnéj kondycyi i wieku ludzi, około Krosna i Przemyśla pobranych, przez trzy mile continue z płaczem idących. Wielki tam żal był z pociechą zmieszany, gdy ci ludzie znowu na świat porodzeni, z prostoty swojéj krzyżem przed nami padając, różne błogosławieństwa nam dawali. Sprzętami zaś domowemi... . a nawet aparatami kościelnemi, cokolwiek jeno na koniu zanieść mógł nieprzyjaciel, usłany był wszystek szlak. A plon..... temu poganinowi jako okrutnemu lwowi z paszczęki wydarty, i do wolności pierwszéj jest przywrócony, tak że ledwie kto u nich w niewoli został, oprócz tych, których oni uciekając ścinali i psowali, których jednak nie nalazło się więcéj, nad kilkuset na tych szlakach.....»
    «Po wyczerpaniu ostatnich sił pogoni za resztkami pogaństwa, kiedy konie, od 26-ściu godzin nic nie jadłszy, kroku już daléj ruszyć nie mogły, pozwolił sobie Hetman o północy dwugodzinnego spoczynku w lesie, a rano o pierwszych zorzach udał się do pobliskiego Halicza, dla podziękowania Bogu za wczorajsze ocalenie tylu ofiar jassyru od długoletnich więzów, tylu dusz nie-mowlęcych od wieczystéj zaguby w błędach pogańskich. Przy odgłosie dzwonów dziękczynnych, wyprawiono na rozkaz Hetmana kilkadziesiąt wozów, «dla pozbierania dzieci małych, których «niezliczona rzecz była na miejscu pogromu, wzdłuż na całe «trzy mile.»
    «Wiele z przywiezionych do Halicza dzieci, rozchwyciły natychmiast matki tameczne. Największą część zawieziono na kilkudziesięciu wozach daléj do Lwowa. Tam Panowie Rajcowie kazali wystawić sierotki publicznie na Rynku miejskim, aby kto zechce przygarnął je za swoje. Czémprędzéj rzuciły się tłumy mieszczanek i mieszczan do wozów z niemowlętami, i rozebrali je między siebie.....
    «Przez zacnych rodziców przygarnięte sierotki, urastały po największéj części do wcale innych losów, niż im przeznaczone były od urodzenia. Niemało dzieci pańskich poszło na wychowanie i całe dalsze życie w progi ubóstwa, wiele zrodzonych do biédowania pod ubogą strzechą wieśniaczą, znalazło niespodzianie przytułek w dostatnim domu mieszczańskim. Ileż to scen niespodzianego późniéj spotkania się rodziców z dziećmi utraconemi, odgrywać się musiało po dziwnéj zmianie losów, przy teraźniejszém wyzwoleniu z więzów pogańskich!» — Dzieła Karola Szajnochy — Warszawa — 1876 — w Tomie Drugim Powieść o Niewoli na Wschodzie — Str. 382.